Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

piątek, 9 sierpnia 2013

Klika chaotycznych(?) myśli.



Gorące noce, źle spać, brak wypoczynku i regeneracji po upalnym dniu. Zmęczenie dopada czasem  w samym środku dnia.  Przyznam, że upały nie sprzyjają pracy, również tej umysłowej. Mimo to napiszę kilka słów na nie związane z sobą(?) tematy. Zacznę od pogody bo tak najłatwiej i dotyczy każdego. Wczorajszy dzień(08-08) był apogeum tegorocznych upałów i nawet nie ma sensu zastanawiać się gdzie w naszym kraju było najcieplej. Było za ciepło i koniec! Myślałem wczoraj o ludziach uczestniczących w pielgrzymce na Jasną Górę(widzę ich corocznie, jak wyruszają z mego okna) i miałem mieszane uczucia. Zastanowiło mnie czy aż tak katorżniczy wysiłek jest potrzebny któremukolwiek z uczestników? Wiem, że ludzie mają różne ważne intencje, inni idą z nawyku, ktoś może po to by sprawdzić swą fizyczną siłę i psychiczną odporność, ktoś inny wręcz odurzony samym faktem uczestnictwa. Szkoda mi ich, tak zwyczajnie i po ludzku, bo wiem, że niemało się nacierpią. Mam nadzieję, że spełnią tym udziałem swoje oczekiwania. Choć zawsze myślę, że taki ogrom ludzi mógłby dokonać corocznie jakiejś wielkiej, bardziej namacalnej rzeczy dla swoich bliźnich. Mógłby? ......
   Ostatnie tygodnie upalnego lata odświeżyły w mojej głowie, pojawiające się już wielokrotnie, pytanie o ogrom energii, którą słońce dostarcza nam obecnie a z której korzystamy w zaledwie promilowej części. Jakże piękniejszy i doskonalszy byłby świat gdybyśmy mogli chociaż część tego nadmiaru zmagazynować na miesiące zimowe. Zamiast wyrywać ziemi jej naturalne zasoby energetyczne w postaci węgla i ropy, które wzięły się przecież również w wyniku dobroczynnego udziału słońca przed milionami lat, moglibyśmy korzystać z bieżących corocznych „dostaw” energii i przetwarzać ją na bardziej nam użyteczne jej rodzaje.
   Z resztą coś w tym(słońcu) musi być bo niezależnie jak ciężko pracujemy, obserwujemy latem znacznie mniejsze zapotrzebowanie na energię niż w pozostałych miesiącach roku. Przejawia się to zarówno w ilości jak i kaloryczności naszej diety. Są ludzie, którzy potrafią nie jeść miesiącami i żyć dzięki energii pozyskanej bezpośrednio ze światła słonecznego. Pewnie nie pracują oni w hutach lub kopalniach ale fakt jest faktem. Bilans energetyczny jakiś tam u nich jest. Osobiście jadam teraz dwa razy dziennie: bardzo rano i późnym wieczorem(z przytłaczającą przewagą warzyw), nie czując z tego powodu jakiegoś specjalnego dyskomfortu.
   A jak słońce to i woda. Naukowcy obliczyli, że na wyhodowanie jednego kilograma papryki potrzeba 38 litrów wody a na kilogram wołowiny 120! Pewnie podrzuciłem w tej chwili argument wszelkiego rodzaju wegetarianom i weganom ale nie oto mi idzie. Chodzi mi o to, że są już całe rejony naszego kraju cierpiące jej niedostatek. Wpływać to będzie zapewne na rozwój i wzrost roślin, które później, jesienią zbierane są z pól. I jak nie popada solidnie ciężko będzie o dobre ich plony. Rolnictwo(nowoczesne?) na zachodzie Europy radzi sobie z brakiem opadów wykorzystując podziemne jej zasoby. Wiadomo, że często takie wykorzystanie prowadzi do obniżenia się poziomu tych wód i zmusza do sięgania do coraz głębszych jej pokładów. Piszę o tym w kontekście niepokoju jaki budzi we mnie budowa ujęcia wodnego dla pobliskiego miasteczka w sąsiedniej wsi.
   A teraz prawie co wieczór, tak o jakiejś 23,30  jak już wszyscy śpią, funduję sobie po gorącym dniu szklankę piwa z sokiem i paląc ostatniego tego dnia papierosa obserwuję startujące z lotniska na Okęciu czarterowe samoloty wiozące rodaków do ciepłych krajów na wakacje. I wcale im nie zazdroszczę. No bo czego? I zawsze wtedy zastanawiam się dlaczego ludziom piwo smakuje w pozostałych miesiącach roku, przecież wtedy dobre jest tylko grzane? A teraz, no właśnie na teraz jest ono stworzone.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Upały, susza. Czy to już klęska czy tylko porażka?



   Praca zawodowa a raczej jej nadmiar oraz skomplikowana sytuacja rodzinna spowodowały, że dużo mniej czasu i uwagi poświęcałem ostatnimi czasy moim sprawom na wsi. Niestety na efekty nie trzeba było długo czekać. Moje króliki zachorowały! Myksomatoza – jedna z groźniejszych chorób, przenoszona przez komary, je dopadła. Dodatkowo dobija mnie fakt, że były przecież przeciwko niej szczepione. Mam pretensję do weterynarza bo sprzedał mi złe szczepionki. A zarazem jestem bezsilny bo nie mam się komu poskarżyć. Z resztą do końca nie wiem czy to jest jego wina. Może sam kupił już złe a może przechowywał je nienależycie. Niestety rada na to jest tylko jedna: zarażone sztuki do uboju. Dramat, bo muszę ubić te najlepsze młode z marca, które planowałem przeznaczyć do chowu w następnym roku. Chyba nie mogę już tak dalej ciągnąć  i zrezygnuję z hodowli królików. Szkoda moich starań i wysiłków dla tak fatalnych efektów. Żal tylu lat hodowli ale powoli oswajam się z tą myślą.
   Dużo lepiej, choć też nie aż tak jakbym chciał, idzie mi z kurami. Dokupiłem jeszcze 36 młodych niosek i wraz z 15 starymi mam ich już w sumie 70 sztuk. Niosą się słabo bo gdy temperatury przekraczają 34 stopnie w cieniu to cud, że w ogóle są jakieś jajka. Po rosnących cenach jaj w marketach widać, że to nie tylko mój problem. Czekam na ochłodzenie i koniec upałów i liczę na „eksplozję” jaj w najbliższym czasie.
   Deszczu nie było już u nas ponad trzy tygodnie, żółknie trawa i niedługo będzie wyglądać jak step. Nawet lokalne burze omijały nas za każdym razem.  Drugiego siana raczej nie będzie. Prognozy pogody raczej nie nastrajają optymistycznie, choć myślę, że ten tydzień będzie już ostatnim tak upalnym tego lata. Życie w takiej temperaturze staje się trudne a praca mało wydajna. Jeść już nawet się odechciewa, no chyba, że późnym wieczorem lub skoro świt. W ciągu dnia tylko picie lub ogórek albo jakiś owoc.
   A propos. Ogórki, choć pod folią już zasychają porażone mączniakiem i chyba nastawiłem wczoraj jedne z ostatnich w tym roku na „małosolne”. Za to papryka pociesza swoją plennością i zdrowiem. I ona to właśnie w nagrodę zajmie w przyszłym roku pierwsze miejsce pod folią. Warzywa w gruncie również cierpią od upałów mimo solidnego nawadniania.
   Słuchając ostatnio wiadomości o zmowie cenowej firm skupujących zboże, domyślam się, że znów ktoś chce zbić fortunę na ciężkiej pracy rolników. No bo raczej nie należy sie spodziewać obniżek i tylko patrzeć jak miłościwie panujący nam rząd zasłoni swoją nieudolność klęskami nieurodzaju w rolnictwie.
   W pracy, kurcze, też raczej kiepsko i finansowo (najniższy przelew od lat) i pod względem warunków pracy  (dołożyli kolejnych obowiązków). Ale to chyba znak naszych czasów: dokręcanie śruby pracownikom i cięcie kosztów. Tak to już chyba musi być w holdingach ludzi z pierwszej setki najbogatszych Polaków(skądś się przecież  te fortuny biorą). Ale mimo takiego ogólnie niepomyślnego dla mnie czasu nie tracę nadziei że będzie lepiej. Mimo wszystkich trudności jakie teraz spotykamy mam oparcie w najbliższej rodzinie a czasem zdarza mi się natrafiać na swej drodze życzliwych i bezinteresownych(to bardzo rzadkie obecnie) ludzi. Najważniejsze, że na chleb nie brakuje i opłaty(znów rosną od sierpnia).