No bo jak inaczej tłumaczyć brak mojej pisarskiej aktywności w tym
miejscu. A może tylko leniwy? A może energia życiowa maleje z każdym dniem? A
może to tak obecne, krótkie dni i mało słońca tak czynią? Pewnie wszystko po
trochu. I jeszcze to łupanie w gnatach… Jak byłem młody i słuchałem rozmów
starszych ludzi o zmianach pogody, ciśnienia czy innych powodach ich gorszego
samopoczucia to wydawało mi się to abstrakcyjne. Teraz życie udowadnia mi, że
mieli rację. Zmiany pogody, nadchodzący deszcz czy gwałtownie zmieniające się
ciśnienie zaczynam odczuwać na własnej skórze. Ale jak to mówią: nie pękam i
wstaję co rano by przeżywać kolejny dzień. Bo warto, naprawdę!
Od lutego sporo wydarzyło się w moim życiu rzeczy fajnych. Ukochane
wnuczki rosną i tak naprawdę to ich rozwój wyznacza rzeczywisty upływ czasu.
Wielka to dla nas dziadków radość i satysfakcja z każdego spotkania z nimi a
nie są one przecież rzadkie. Żona ma dużo lepiej bo jest już na upragnionej
emeryturze i może osobiście i bardziej jeszcze aktywniej wspierać ich rozwój.
Mnie pozostają weekendy, choć zdarzało się nam pomieszkiwać po kilka dni z
córką, zięciem i wnuczkami. Wtedy, było to latem, dużo czasu poświęcaliśmy na
spacery i ruch na świeżym powietrzu. Na razie z powodu kiepskiej pogody i
krótkich dni pozostają tylko wspomnienia… ale oby do wiosny. Jeszcze się zima
dobrze nie zaczęła a ja tu o wiośnie. To też chyba cecha i tęsknota starszych
ludzi – ciepełko!
Żona już korzysta z emerytury z jej wszystkimi zaletami jak: nie
wstawanie bardzo rano, brak szefów i różnorodnych relacji w pracy. Fajnie ma.
Mi pozostaje odliczanie pozostałego do emerytury czasu a żeby było raźniej i
cyferka mniejsza to liczę już tylko ilość dni roboczych do sześćdziesiątych piątych
urodzin. Zazdroszczą mi tej cyferki moi młodsi koledzy i koleżanki z pracy ale
to chyba znak czasów, że praca nie daje większości ludzi oczekiwanej
satysfakcji.
W tak zwanym międzyczasie odbyliśmy fajny i urozmaicony urlop. Doszedłem
do wniosku, że pozostały nam już tylko dwa urlopy gdy będę aktywny zawodowo
więc postanowiliśmy sobie trochę użyć w tym naszym, w przeważającej części
szarym i ciągle zatroskanym życiu. Przejechaliśmy zatem kawałek Polski i nawet
wychyliliśmy się na jedną dobę poza jej granicę. A było tego szczęścia prawie
dwa tygodnie. Przez Ciechocinek(czyżby wiekowe zmiany inspirowały sanatoryjne
okolice?), Toruń, Szczecin dotarliśmy do Świnoujścia(jeszcze promem przez Świnę, bo
pewnie niedługo będzie tunel) i tam się zatrzymaliśmy by ekscytować się polskim
Bałtykiem. Na jeden dzień wyjechaliśmy także do Kołobrzegu bo nigdy tam nie
byliśmy. A dwa dni przed końcem urlopu kupiliśmy jednodniową wycieczkę do
Kopenhagi i Malmo, która wymagała zarwania dwóch nocy pod rząd i sporo godzin w
autokarze i promach – to już jest teraz dla nas trudne ale nie żałujemy, choć
następnym razem się lepiej zastanowimy zanim zdecydujemy się na takie wyzwanie.
Dużo chodziliśmy i jeździliśmy na rowerach. Urlop mieliśmy zatem „wypasiony” i mam
nadzieję, że przyszłoroczny też będzie fajny.
O działce wspomnę słów parę. Nie będę miał za płotem marketu bo firma,
która miała kupić sąsiednią działkę nie dogadała się ostatecznie z właścicielami.
Ponieważ poprzedni właściciele byli silnie nastawieni na jej sprzedaż,
nieruchomość tę kupił człowiek budujący domy i będę miał za płotem cztery
jednorodzinne domy(czy lepsze to niż market… pewnie czas pokaże). Zostanie mi zatem na działce już tylko jeden bok z widokiem na lasy i pola, jak długo jeszcze czas pokaże. Niewiele
w mijającym roku, mimo cotygodniowych pobytów, udało mi się zrobić. Wyciąłem leszczynę i próchniejącego kasztanowca na podwórku przez co zrobiło się ono "większe". Posiałem
trochę warzyw, posadziłem cebulę i czosnek. Trochę było ogórków ale dynie z
powodu letniej suszy zawiodły. Było też sporo jabłek i gruszek. Posadziłem też
borówkę amerykańską i na wiosnę zamierzam jeszcze dosadzić. Orzechy włoskie, ku
mej radości, obrodziły w tym roku nadzwyczajnie. Siewki orzechów włoskich wiosną
porozsadzałem po kątach działki i będę ich już miał z dziesięć sztuk. Nadwyżką
obdarowałem sąsiada, któremu też ładnie się przyjęły. Wymieniliśmy też
wszystkie stare kury na nowe w dwóch transzach: w kwietniu i sierpniu. Te
sierpniowe też niosą się już bardzo dobrze więc jaj nie brakuje a nadwyżki
szwagierka sprzedaje i kury finansują się same.
Należę do pokolenia, któremu rodzice bardzo sugestywnie przekazali swoje
traumatyczne, osobiste doznania i wspomnienia z drugiej wojny światowej i mam w
pamięci wiele opisów okrucieństwa i zła czynionego przez wszystkie strony
biorące w niej udział. Celowo unikałem tematu naszej wschodniej granicy ale
zapewne każdy uczciwy człowiek życzyłby sobie zakończenia tej krwawej i
bezsensownej wojny, która nie pozostaje bez wpływu także na osobiste sprawy
każdego z nas. Oby jak najszybciej się to stało.
Zdrowia, rozumu i sił życzę wszystkim na te święta i nowy rok…
i pewnie
nie napisałem wszystkiego co miałem na myśli ale może następnym razem…