Tak jak stary rok skończył się dla nas w kiepskich nastrojach tak i na
nowy przeniosły się one niestety. Próbujemy wychodzić z tego marazmu i jakoś
się to nam, wraz a upływem czasu, chyba udaje. Wiele rzeczy dało się już nam
załatwić i sporo jeszcze przed nami. Trudna jest do wypełnienia pustka po kimś,
z kim żyło się i mieszkało od urodzenia.
Po dopełnieniu spraw urzędowych a także tych związanych z przepisaniem na
mnie opłat i rachunków za media, przyszedł czas na uporządkowanie pozostałych po
zmarłej mamie przedmiotów, zwłaszcza tych związanych bezpośrednio z jej chorobą
i opieką nad nią w ostatnich latach jej życia. Z pomocą przyszedł nam pewien
proboszcz z innej parafii, który parę miesięcy wcześniej kwestował w imieniu
prowadzonego przy tejże hospicjum. Uznaliśmy, po naszych doświadczeniach
ostatnich lat, że pozostały sprzęt rehabilitacyjny, łóżko, środki higieniczne,
pielęgnacyjne oraz inne rzeczy przekażemy tam właśnie by mogły służyć innym osobom
w ich ostatnich chwilach życia. Po kontakcie z pracownikami tej placówki oraz
odwiedzeniu internetowej strony okazało się, że potrzeby tego hospicjum są
bardzo duże a poziom i kultura sprawowanej opieki bardzo wysoka. Potwierdziły
to również rozmowy z osobami, które miały już kontakt z tym hospicjum w ostatnich
chwilach życia najbliższych im osób. Zainteresować tematem udało się także mej córce osoby
w jej miejscu pracy. Młodzi ludzie, z którymi pracuje odpowiedzieli bardzo
spontanicznie i hojnie przygotowując zestawy potrzebnych
przedmiotów z internetowej listy.
Wczoraj przy bezinteresownej pomocy paru jeszcze osób(samochód dostawczy
teścia córki okazał się być bezcenny) przewieźliśmy wszystkie te zebrane przedmioty
do hospicjum. Odbierały je od nas siostry zakonne, które tam pracują. Nie
ukrywały zaskoczenia i wzruszenia podczas wyładunku wszystkich przedmiotów.
Bardzo nam dziękowały mówiąc, że wszystko to bardzo im się przyda, bo państwowe
dotacje pokrywają tylko 1/3 potrzeb hospicjum. W trakcie przekazywania rzeczy
zorientowałem się, że są tam też dziecięce zabawki. Na moje zdziwienie odpowiedziano,
że sprawują tam także opiekę nad dziećmi, których rodzice zmarli przedwcześnie
tu właśnie. I w tamtej chwili znów mój margines szczęścia/nieszczęścia przesunął
się bardzo.
Podziękowaniom pewnie nie byłoby końca gdyby nie to, że siostry musiały
wrócić do swych codziennych obowiązków. Wyciskaliśmy się wszyscy na koniec raz
jeszcze bardzo serdecznie.
Już wsiadając do samochodu poczułem, że to co zrobiliśmy przed chwilą przyniosło
mi jakąś ulgę, odblokowanie.
W drodze powrotnej do domu zajechaliśmy do córki, która zaprosiła nas już
wcześniej na obiad. Upiekłem dzień wcześniej dwa drożdżowe ciasta(to dla mnie też
jakiś znak powrotu do normalności) i zabrałem na to spotkanie. Byli zaproszeni również
teściowie córki i spędziliśmy razem to popołudnie aż do wieczora. Bardzo dobry
to był dzień.
Dziś byliśmy na cmentarzu i chyba na tym zakończę w mojej pisaninie ten
smutny wątek.
PS: Prześladuje mnie ostatnio
taka oto powracająca melodyjka: Kniaź Igor Borodina tańce połowieckie w instrumentalnym wykonaniu
dwóch rosyjskich muzyków:
https://youtu.be/qFyeuH6IWgU
Mnie, ci dwaj goście poprawiają nastrój.