Po chorobach(pozostała tylko jakaś suchość w gardle i czasem chrypka) i podróżach nadszedł czas by wziąć się za robotę na działce.
Ostatnie dwie soboty spędziłem na pracach porządkowych w ogrodzie. Po ogarnięciu
spraw teściowej i szwagierki(zakupy w markecie i optyk) wziąłem się za pracę.
Na pierwszy ogień poszły uschłe śliwy. Przypuszczam, że to woda zalegająca po zimie
jak i letnich deszczowych okresach przyczyniła się do obumarcia wszystkich czterech.
Z pierwszą uleną nie było problemu. Spróchniały pień łatwo padł pod moim naporem.
Pozostałe trzy to już inna bajka. Poobcinałem konary, zebrałem gałęzie i
pozostały tylko dwumetrowe pnie. Piły ręczne i siekiery nie za bardzo radziły
sobie z tematem. Kombinowałem na różne sposoby i chwilowo spasowałem. Piły się zakleszczały
zaś siekiery dzwoniły jakbym w kamień uderzał. Głową muru nie przebijesz. Mógłbym
wziąć pewnie piłę łańcuchową by dokończyć dzieła ale obłożę je wokół wyrywanymi
chwastami i natura sama sprawę załatwi za parę lat(przecież mi się nie pali) wszystko spróchnieje i pójdzie łatwo, jak z tą pierwszą.
Posadzony jesienią czosnek powschodził w stu procentach i aż mi ślina
leciała, aby wyrwać jeden i schrupać zielony szczypiorek jako nowalijkę. Zadowoliłem
się na razie tylko widokiem. Posprzątałem także resztki roślin, jakie pozostały
na zeszłorocznych grządkach i założyłem nową, pod ziemniaki: na kartonach,
słomie i zgrabionych starych liściach. Na wybiegu u kur(niosą się teraz świetnie,
jak to na wiosnę) ostały się jeszcze dwa krzaki czarnych porzeczek, które
obdziobywane systematyczne nie doczekały nigdy owoców. Wykopałem i przesadziłem
w nowe miejsce uzyskując po podziale sześć nowych krzaczków. Od teraz mam ich już
razem 15 i poczułem się jak wielki plantator. Będzie dużo zdrowego dżemu i soków. Wyciąłem
także zeszłoroczne maliny i widać było także i tam wiosnę w postaci wystających
jeszcze nieśmiało z ziemi nowych pędów. Na posadzonych parę lat temu
modrzewiach o pniach zniekształconych po regularnych wizytach saren widać(pierwszy raz) zalążki szyszek.
W domu także się już zaczęło(piekiełko). Parapet(niestety tylko jeden z uwagi na
różnice poglądów żony w tym temacie) zastawiony siewkami porów, selerów i
chilli. Czas najwyższy posiać pomidory – pewnie tak jak w zeszłym roku posłużą
jako ochrona przed bielinkiem dla roślin kapustnych(korzystam z sąsiedztwa warzyw
zamiast chemii). Teściowa ugotowała pyszną zupę na bazie fasoli Jaś i
zasugerowała, aby i w tym roku ją posiać, ale w większej ilości. I tak oto kolejna
pozycja w warzywniku sama się zaplanowała.
Chciałbym każdą sobotę w tym roku poświęcić działce i uzyskać z niej jak
najwięcej własnej dobrej żywności. Czy to się uda? Zobaczymy, co czas
przyniesie.
Jak zwykle po drodze na działkę zajeżdżam do córki by choć chwilę spędzić
z wnusią. Wspaniały jest czas, gdy przyglądam się i podziwiam rozwój i postępy
tego dziecka. Coraz więcej mówi i rozumie i każdy tydzień przynosi coś nowego. Żona
ostatnio z powodu problemów zdrowotnych z barkiem jest na dłuższym zwolnieniu, więc
ma z małą częstsze kontakty. Pewnie w jakimś stopniu to również przyczynia się do
tego.
Za miesiąc będzie już po Wielkanocy, potem długi weekend, czerwiec,
lato... Ależ ten czas leci….