W maju przekroczyłem kolejną dychę życia i mogę się pochwalić szóstką z przodu(mam
cichą nadzieję, że to dopiero połowa mego żywota). Może to, że mnie tak dawno
tu nie było jest po trosze wynikiem podsumowania tego, co za mną i robienia
sobie nadziei na to, co jeszcze może się uda. Odbyłem nawet rozmowę z szefem w
sprawie podwyżki, motywując jej celowość tym, że właśnie wkraczam na ostatnią
prostą mej zawodowej kariery, lecz odniosłem mniej niż połowiczny sukces w mych
staraniach. Szef nawet z uwagą wysłuchał moich argumentów, ale po trzech
dniach, po rozmowie ze swymi przełożonymi powiedział, że tylko tyle może.
Trudno, muszę żyć dalej. Mam nadzieję, że za pięć lat, odejdę z uposażeniem, które nie będzie mnie zmuszało do korzystania z
pomocy społecznej ani wyciągania ręki do dzieci. Na razie przygotowuję CV do
konkurencyjnej firmy, chociaż nie przychodzi mi wcale łatwo, bo mam świadomość,
że moje odejście i wykorzystanie posiadanej wiedzy może mocno nadszarpnąć
pozycję dotychczasowego pracodawcy(czuję się z tym dość podle, w końcu 24 lata
w tym jestem, ale kiedy realizować marzenia jak nie teraz, nie wiadomo ile
czasu jeszcze zostało). Jakby to nie wyszło to mam jeszcze plan C. Ale mówić o
tym jest jeszcze za wcześnie.
Tyle tego przydługiego wstępu starszego pana, któremu znów coś w życiu
wyszło nie tak jakby sobie życzył. W tak zwanym międzyczasie robię dalej
zawodowo, co do mnie należy, choć z mniejszym już zapałem niż przed rozmową z
szefem(olewam, co tylko się da).
Każdą prawie sobotę spędzam na wsi próbując nadgonić czas. Posadzone i
posiane wiosną warzywa lub ich sadzonki rosną teraz w oczach. Uwielbiam ten
czas upałów i bardzo ciepłych nocy. Zmiany widać codziennie. Po tygodniu trudno
poznać grządki tak szybko wszystko rośnie. Zielsko też. Ale to akurat już dawno
zaakceptowałem, bo w mojej metodzie uprawy komposty wszelakie, w tym również z
chwastów to podstawa. Z wczorajszego pobytu, oprócz zapoconych ubrań(burzowo było
a wody wypiłem morze) przywiozłem świeżą dymkę(rośnie fenomenalnie) i koper,
który próbował ją i marchew zagłuszać. Wypełnił całe wiadro:
Oczywiście kosiłem także trawę,
sięgającą miejscami do pasa, zgrabiając ją na kupki by szybciej uległa rozkładowi.
Zaobserwowałem, że jabłek i orzechów włoskich będzie w tym roku znacznie mniej niż
w ubiegłym – rekordowym. Sadzonki winorośli jakoś rosną, ale za wcześnie ma
razie na wnioski. Może jesienią doczekam się paru nowych krzewów. Na razie
pielę chwasty i podlewam. Na balkonie w tym roku mam tylko 4 koktajlowe
pomidory – mają już kwiaty.
Tydzień temu(jak co roku w maju) spędziłem pięć dni nad jeziorem w towarzystwie
starych kolegów. Było fajnie, czyli jak zwykle.
Złowiłem nawet, pierwszy raz w tym jeziorze, pięknego lina, o których występowaniu do tej pory słyszałem tylko opowieści.
Po obejrzeniu przez wszystkich dostał całusa i wrócił do wody(za
chwile rozpoczyna tarło, więc niech się mnoży – nam jedzenia nie brakowało). Złowiłem nawet, pierwszy raz w tym jeziorze, pięknego lina, o których występowaniu do tej pory słyszałem tylko opowieści.
Czyż świat nie jest piękny?
Mimo wszystko….