Na wsi w niedzielę byłem. W samej bluzie dresowej dało się łazić po dworze. Niby nic nadzwyczajnego ale dla mieszczucha zmęczonego już nieco jesienno-zimowym półmrokiem słońce i świeże powietrze było jak balsam. Dziwne są dla mnie te wolne soboty i niedziele, jeszcze nie przywykłem choć zaczynam już doceniać przespane noce. Mam wrażenie, że jestem jakoś wyciszony i mózg mi jakby lepiej działał. Trochę mnie tylko martwi bardzo siedzący tryb mojej obecnej pracy. A może po prostu trochę przesadzam z tą pilnością w wykonywaniu powierzonych obowiązków bo taka już rola "młodego" w nowym miejscu - trochę spanikowany.
Czosnek już pokiełkował na grządkach a przecież to jeszcze o wiele za wcześnie. Taka to w tym roku zima nie zima. Poprzykrywałem narwańca słomą żeby mu mróz nie zaszkodził. Niektóre kiełki już chyba oberwały od mrozu, pożółkły. Szkoda bo trochę liczę na tę roślinę i obok ziemniaków spod ściółki miał być tegorocznym ogródkowym hitem. Ale za wcześnie jeszcze chyba na rozdzieranie szat. Kury, choć ich w naturalny sposób z wiekiem ubywa, już czują wiosnę. Jaj jest więcej a ja z wdzięczności kupiłem im sporo główek kapusty i parę główek czosnku by w tym intensywnym dla nich okresie dokarmić je i w naturalny sposób wzmocnić ich odporność. Samiec biały nowozelandzki znów chyba nie poczuł jeszcze wiosny bo słabo starał się z dwoma pozostawionymi na ten rok samiczkami. Zostawiłem go z każdą na dwa dni i zobaczę co z tego wyjdzie. Wiem, że tak się nie robi ale jak innej możliwości nie ma to trzeba trochę łamać zasady. A może jego partnerki trochę się zapasły i dlatego nie chce im się brykać.
Zapakowałem trochę jaj dla siebie i ponad setkę na sprzedaż i do domu, do realnego świata ...ale co sobie pooddychałem to moje.
Nie ma to jak przestrzeń, trele ptasząt, świeże powietrze...
OdpowiedzUsuń