Dobra to pora na wypoczynek? Zmiana czasu na zimowy, na dworze leje i
lać będzie, dni krótkie i prawie depresja. Miało być wolne cięgiem od najbliższego
poniedziałku, ale w pracy wypadło być w ten właśnie dzień, więc się trochę odroczyło.
Koleżeństwo przyjęło mój urlopowy pomysł z wyrazami politowania na twarzach
przy wtórze porozumiewawczych spojrzeń. Ale to wolny kraj i mogą sobie myśleć,
co zechcą. Mam zamiar spędzić część z tych dziewięciu dni na działce szykując
się już teraz do wiosny.
Zaduma i wspomnienia, z powodu zbliżającego się święta zmarłych,
wciskają się teraz do głowy bardziej niż zwykle. U mnie pewnie jeszcze mocniej,
wszak nie upłynął jeszcze nawet rok od śmierci mamy. Przybywa wciąż grobów do
opieki i zmarłych do wspominania. Mniej jest za to chętnych do porządkowania i
dbania o miejsca wiecznego spoczynku bliskich, którzy od nas odeszli. Młodzi
ludzie nie mogą jeszcze czuć tego, że kres nadejdzie – to jeszcze dla nich
abstrakcja. Poza tym pradziadowie, których znają tylko z pożółkłych fotografii
i coraz bardziej rozmytych ustnych przekazów są dla nich raczej wirtualni niż
rzeczywiści. Moje dzieciństwo i młodość były wypełnione częstszymi niż
przeciętnie wizytami na cmentarzu. A to za sprawą traumatycznych przeżyć mojej
matki, która straciła swego ojca jeszcze przed wojną, będąc nastolatką i żyła z
tymi trudnymi wspomnieniami w głowie aż do śmierci. Mam nadzieję, że tak jak bardzo
marzyła, spotkała już swego tatusia i pozostałych bliskich jej zmarłych i że są teraz razem szczęśliwi.
Starczy już tego nostalgicznego klimatu. Za oknem na razie leje i końca
póki, co nie widać. Dosuszyłem już w domowym, kaloryferowym klimacie nasiona
bobu, fasoli i słonecznika. Dosychają też pestki z tegorocznych dyń:
hokkaido(red kuri), olbrzymiej i jeszcze jednej, której nazwy nie znam. Na
balkonie jeszcze kilka innych czeka w kolejce na przerobienie na dyniową. Mam w
tym dwie sztuki piżmowej, na którą chcę „postawić" w przyszłym roku. Inne
oczywiście też będę siał, bo są także bardzo smaczne. Korzystam z tej ponurej
aury za oknem i porządkuję torebki z nasionami, których nie wykorzystałem w tym
roku a ich termin przydatności jeszcze do wiosny nie minie. Sporo tego jest i chyba będę
się dzielił ze znajomymi lub rozdawał „rozsiewając" w ten sposób dobre
geny tradycyjnych odmian.
Jak mi się jakiś bezdeszczowy dzień zdarzy to postaram się dokończyć na
działce nowe i "dobudować” wcześniejsze permakulturowe zagony pod
przyszłoroczną działalność ogrodniczą.
(to koniec pisanej rankiem części tego
wpisu – mimo przestawienia czasu mój zegar biologiczny zadziałał jeszcze dziś według
poprzedniej, letniej wersji i wstałem "wcześniej" choć później)
(ciąg dalszy dopisany wieczorem)
Pojechaliśmy, mimo pogody pod
przysłowiowym psem na groby zmarłych ze strony żony. Wiało i lało po drodze na cmentarze,
ale opady były, na szczęście z przerwami, więc udało się jakoś ogarnąć groby. Oczywiście
byliśmy też na działce, na której z roślin uprawnych żyły jeszcze: dynie
piżmowe, fasola Jaś i czerwone buraki. Tych pierwszych naliczyłem 9 sztuk i jak
pojadę po pierwszym listopada to je zbiorę – są już prawie dojrzałe a przymrozków
jak na razie jeszcze nie było i nie zapowiadają. Może to zasługa dużej ilości wody
jak spadła w ostatnich tygodniach na ziemię. Jej nadmiar jest aż nadto widoczny
na uprawianej przeze mnie łączce. Zebrałem jeszcze te kilka buraków ku uciesze
żony, która zrobi z nich czerwony lub ukraiński barszcz.
Po drodze powrotnej do domu szczęściem uniknęliśmy udziału w wypadku
drogowym i byliśmy tylko jego świadkami. „Akcja znicz” i inne nie działają na wyobraźnię niektórych(niestety) a droga hamowania na mokrym dłuższa przecież jest. Wystarczy jechać wolniej i robić większe odstępy pomiędzy pojazdami by dać sobie i innym szansę. Niby proste ale dla pewnej grupy kierujących niemożliwe do pojęcia.