Tydzień w pracy zleciał bardzo szybko. Dużo roboty. Nowe pomysły ulepszenia działania(wprowadzamy nowy system) na razie raczej utrudniają pracę, więc mieliśmy parogodzinne spotkanie co należy zrobić by było lepiej. Mam nadzieję, że informatycy dadzą radę spełnić nasze postulaty. Wyjechałem też na jeden dzień do Poznania by ogarnąć bieżące tematy(ludzie wciąż jeszcze słabo ogarniają obecny system!!).
Moje dziewczyny(żona z córką) pojechały w sobotę do Częstochowy a ja na działkę. Postanowiłem "wykopać"(cudzysłów jest tu jak najbardziej uzasadniony ze względu na sposób uprawy, który tej czynności nie wymaga) ziemniaki i zebrać jabłka, których w tym roku jest nadzwyczajna obfitość. Po przyjeździe, około dziesiątej rano zastałem w domu tylko teściową śpiącą jak suseł(trochę zazdroszczę ludziom tej umiejętności) a po otwartej furtce na pole domyśliłem się, że szwagierka jest w lesie na grzybach. Wziąłem się za ziemniaki bo pogoda zapowiadała nadejście deszczu. Zebrałem taczkę lecz musiałem przerwać to zbieranie bo szwagierka wróciła w wiaderkiem grzybów(ta to zawsze nazbiera!) i pojechaliśmy do miasta ogarnąć parę spraw. Między innymi uszkodzoną sztuczną szczękę teściowej. Jakkolwiek temat sztucznych szczęk zabawny jest dla osób posługujących się własnym zestawem uzębienia, to dla takiego delikwenta jest mocno uciążliwy, stresujący i ograniczający podstawowe funkcje życiowe. Jakby nie patrzył trzy godziny wyjęte z działkowej aktywności(ale jak nie chce się być zięciem "Ferdkiem kanalią" to inaczej nie można). Po powrocie wznowiłem czynność zbierania ziemniaków ale tylko na kwadrans bo zaczęło lać(takie życie). W czasie deszczu siostrzeniec żony przywiózł mi przyczepkę skoszonego ze swojej działki wszelkiego zielska i trawy, bo też już wie, że wujeczek(znaczy ja) z roślinnych resztek buduje swoje dziwne zagony. Powiedziałem mu, żeby może sam zrobił sobie z tego kompost ale on wraz ze swoją dziewczyną zamierza na tej działce się budować i oczyszcza teren z chwastów. Ma jeszcze trochę tego dostarczyć więc mi w to graj. Po deszczu zebrałem jabłka i cukinię. Zapakowałem w worki ziemniaki(na szczęście suche). Zerknąłem jeszcze tylko na orzechy włoskie, których zielone skorupy już pękają co jest potwierdzeniem, że i one dojrzały w tym roku wcześniej. Wyjazd po 19-ej i po drodze jeszcze chwila u córki z zięciem i wnusią by zostawić kartofle w piwnicy.
Powrót z działki wygląda teraz tak:bagażnik zawiera dwa woreczki ziemniaków i kosz koszteli,
za siedzeniem jaja(100 sztuk, większość do sprzedaży wśród znajomych). Sposób ułożenia na czas transportu sprawdzony od lat. Przed przednim siedzeniem pasażera również koszyk jabłek.
W czwartek, aż do niedzieli, nasz jesienny koleżeński wyjazd "na ryby" - już się nie mogę doczekać. Z wyżywienia planujemy leczo, dyniową z grzankami i grzybową(pewnie po deszczach również na Warmii pojawić się powinny). Będzie nas tym razem mniej bo się ludziskom pozmieniało trochę w życiu. Ech...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz