… postanowiłem zawalczyć o własne
zdrowie poprzez ograniczenie wagi. Obiecywałem sobie tracić tylko 100 gramów dziennie(w
moim przypadku to ledwie promil), zastrzegając od razu, że i 50 gramów dziennie
też będzie OK. I co? I nic. Pierwszego styczna tego roku ważyłem dokładnie tyle
samo, co rok wcześniej, kiedy zaczynałem tę „zabawę” i jest to o wiele za dużo.
Tak gdzieś do maja prowadziłem nawet excelowy pliczek, w którym zapisywałem
codzienną wagę. Przez jakieś trzy, cztery miesiące mnie to motywowało jak widziałem
na wykresie spadającą krzywą. Na początku spadek był imponująco stromy, by
potem z każdym dniem przybliżać się do linii poziomej. Potem, nie wiedzieć jak
i kiedy wróciłem do początku.
Nadal odczuwam jeszcze poświąteczne zapasy, odłożone tu i
ówdzie. Teraz, nawet bardziej niż rok temu mi to przeszkadza. Wiem chyba, co
zrobić by to zniwelować ale i tak kończy się to na teorii a w praktyce dominują
węglowodany, tłuszczyki i mięsa. Bo szybciej i wygodniej a i na dwa lub trzy
dni można od razu naszykować. Zgroza. W pracy też człowiek przymurowany do
biurka więc spalanie kalorii mocno ograniczone. Jednym słowem kicha!.
Wypadałoby na koniec coś postanowić w tym temacie, obiecać sobie, w
dodatku publicznie. Ale jak to zrealizować, kiedy nawyki kulinarne tak silnie ugruntowane?
Może od jutra? Bo dziś jeszcze kupując rano chleb codzienny „nagrodziłem"
się drożdżówką… miłe panie z piekarni zawsze coś dodatkowego proponują(właściwie powinienem ich nie lubić - w końcu nie pomagają mi).
Utopia? Bezmyślność, może uzależnienie? A może pokutuje wciąż w umyśle
widok, z młodości, pustych sklepowych półek albo syndrom kartkowy? A może zapachy kulinarne odurzają?
Pewnie wszystko po trochu. Ale jak nie zrobię czegoś z tym to będzie źle
– to wiem na pewno.
Działko tylko w tobie nadzieja!!!!
Aby do wiosny?
PS: Z domu lepiej nie wychodzić, bo rano smog i wieczorem też, że aż w gardle drapie albo głowa boli. Przeszło by się może ze dwa przystanki ale korek na całej ulicy a dodatkowy smród spalanej benzyny i ropy jeszcze pogarsza sytuację. Skutki CYWILIZACJI.