Czerwiec zakończył
się nadzwyczajnymi upałami, które raczej prędko nie powrócą. Byłem akurat służbowo w Poznaniu,
gdzie temperatury dochodziły wówczas do 39 stopni w cieniu. Pojechałem specjalnie
trochę wcześniej by w końcu pochodzić po mieście. Zwykle wpadam tam jak po ogień,
załatwiam sprawy i wracam jak najszybciej. Tym razem połaziłem po starówce i
okolicach by poczuć klimat tego miasta. Było fajnie, choć bardzo gorąco. Zjadłem
dobry obiad w knajpce, którą wynalazłem w necie i tradycyjnie rogala marcińskiego, kupionego w tej samej od lat cukierni.
Wracając spoglądałem na pola, gdzie braki wody były bardzo widoczne a zboża
miały już taki kolor jak przed żniwami.
Przerwa w wyjazdach
na działkę w związku z tym wyniosła aż dwa tygodnie. Niestety brak wody odbił się
już mocno na stanie i wielkości uprawianych przeze mnie warzyw. Z upałów nic
sobie nie zrobiła cebula pewnie, dlatego, że sadzona z dymki wcześniej niż inne
skorzystała z zapasów wody po zimie. Jej wielkość jest imponująca i na wiosnę
posadzę jej dwa razy więcej. Rosnąca współrzędnie z nią marchew to już inna
bajka – powschodziła nierównomiernie i jej wielkość jest także bardzo zróżnicowana.
Ale znalazłem dwie, które nadały się już do zjedzenia – były pyszne. Ich
sąsiedztwo ma pozytywne wzajemne oddziaływanie. Czosnek już wykopałem, bo większość
szczypioru była już zaschnięta a nauczony ubiegłorocznym doświadczeniem nie chciałem
terminu zbioru przeciągnąć by nie wygrzebywać z ziemi rozpadających się główek.
Plon taki sobie – z posadzonych około 150 ząbków jest z 70 ładnych, kształtnych
główek. Reszta jest drobniejsza – pójdzie na bieżące potrzeby(ogórki).
Pojadłem trochę
agrestu i białych porzeczek. Czarne trzeba będzie chyba zebrać już za tydzień. Grządka,
na której umieściłem razem kapustę, seler, pomidory i chilli wygląda już bardzo
okazale. Zwłaszcza kapusta korzysta z ochrony sąsiadów przed bielinkami. Na innej grządce, którą podzieliłem na sadzonki winogron i porów znalazłem ślady pobytu
saren, które podskubują te drugie a także poobgryzały jeden krzaczek papryczki
chilli, którą tam posadziłem. Jeśli idzie o sadzonki winogron to z 50 patyków wetkniętych w ziemię 5 rośnie i wypuszcza kolejne listki. Uznaję to za sukces,
bo zrobione to zostało raczej nieprofesjonalnie. Na kolejnej grządce ogórki, które
współistnieją z fasolą Jaś, już mają sporo zawiązków i lada dzień zacznie się ich
zbiór. Fasola niestety otrzymywała mniej wody podczas podlewania, więc jest
trochę opóźniona ale i tak już obficie kwitnie i dzielnie oplata podpory. Dynie
i cukinie również dopiero zaczynają kwitnąć, bo niedobór wody przyhamował ich
wzrost.
Poza tym ciągle coś
koszę, grabię, przenoszę na kupy. I łapię kleszcze. Dziś znalazłem już
czwartego w tym sezonie. Tym razem miałem zbója na łopatce i pewnie dlatego nie
wyczułem go podczas kąpieli. Poprzednie dwa były na przedramieniu i pod
kolanem. Za to ten pierwszy, którym zainaugurowałem sezon postanowił, że
sprawdzi moje rodowe „klejnoty". Jak się zorientowałem, że go tam mam to
czym prędzej udałem się na pogotowie. Uprzejme dwie pielęgniarki, gdy usłyszały
z czym przyjeżdżam i gdzie go mam stwierdziły, że wezwą doktora(pewnie jak bym
miał 30 lat mniej to spróbowały by same go wyciągnąć, cóż każdy wiek ma swoje
blaski i cienie). Skończyła się ta moja wizyta profilaktycznie podanym antybiotykiem
przez 5 dni – taka procedura.
Dzisiejszy srurczysyn
Podejrzewam, że to coraz częstsza obecność dzikich zwierząt(saren) na działce jest powodem nasilenia się występowania kleszczy.
Na balkonie 4
koktajlowe pomidory mają już sporo zielonych owocków a uratowana przed
wyrzuceniem do kosza bazylia kupiona w sklepie i przesadzona do większej donicy
odwdzięcza się obfitością aromatycznych listków. Mozarella czy spaghetti z jej dodatkiem - pycha!
Uratowana bazylia
Ta sama dziś
Za dwa tygodnie i
jedziemy z żoną nad jeziora - na tydzień - takie mini wakacje.
Hmm, profilaktycznie antybiotyk powinien być podany minimum na 14 dni. Jeżeli kleszcz zostawił Ci prezent, to 5 dni nic nie da.
OdpowiedzUsuńCoś o tym wiem, bo mam boreliozę :)