Minęły już dwa miesiące odkąd jestem emerytem. Ale nie za bardzo czuję tę
swobodę i wolność jaką sobie wyobrażałem w tym czasie gdy jeszcze pracowałem. Dużo
działam z własnej chęci ale także z obowiązku i trochę przymusu. Latem
wymienili nam w bloku instalację centralnego ogrzewania. Rozwalone ściany i
konieczność malowania we wszystkich właściwie pomieszczeniach bardzo mnie
znużyły. Nie mam już tej energii co dawniej i wszystko związane z tym trwało
dłużej i wydaje się być cięższe i bardziej meczące. Ale chyba z tym już bliżej
niż dalej. Zięciowie pomogli. Po mojej stronie było doprowadzenie podłóg do
przyzwoitego stanu a teraz wreszcie skręciłem meble na które czekaliśmy kilka tygodni.
Pewnie nie byłoby o czym gadać gdyby nie trzeba brać tylu przeciwbólowych leków
przed każdą taką robotą. Dają mi one namiastkę komfortu życia choć wiem, że w
dystansie i tak zadziałają przeciwko mnie… ale coś za coś.
Moja odskocznia i pociecha to wnuczki. Staram się jak tylko mogę spotykać
z nimi i obserwować ich rozwój. Próbuję też niezbyt nachalnie przekazywać im
jakieś życiowe porady i zasady zachowania. Teraz z innej perspektywy(dziadka)
obserwuję różnice w pokoleniach. Nie zawsze łatwo jest znieść energię małych dzieci.
Inne też teraz dzieci mają możliwości i zabawy. No i jest ich znacznie więcej
ale czy to lepiej? Myślałem, że bycie dziadkiem będzie łatwiejsze a tu znów
trzeba się postarać żeby nie być nudnym lub zbyt srogim. Ale myślę, że będzie
warto choć ilość niebezpieczeństw wynikających choćby z łatwego dostępu do
medialnych nie zawsze sprawdzonych wiadomości może sprowadzać na manowce
niejednego młodego człowieka. Wiedzy wydaje się być mnóstwo i na każdy prawie temat
ale tej właściwej i zweryfikowanej trzeba nauczyć się szukać i korzystać – to chyba
współcześnie największa umiejętność.
Na działkę pojechałem kilka razy i nawet powoziłem opałowe drewno do
komórki. Ale oczywiście nie wszystko bo sił już zabrakło i bólu nie chciałem
prowokować nadmiernym wysiłkiem. Marzy mi się zrobić jakąś grządkę pod
przyszłoroczny czosnek ale na razie już mam zaplanowane inne zadania na
najbliższe dni więc odkładam marzenia na później. Zebrałem trochę
jabłek(koszteli) które przetrzymały ataki wszelkiego robactwa i nie stały się
pokarmem szerszeni. Przez całe lato raczyliśmy się balkonową bazylią ale teraz
już ma dojrzałe kwiatostany nasienne – a mi jest szkoda lata. Może jakoś
przetrzymam zimę i coś więcej podziałam na działce. Na razie już było kilka
chłodniejszych dni po upalnym i suchym lecie. Deszcze nas omijają jakimś
dziwnym trafem a niedobory wilgoci w glebie są już od kilku sezonów skumulowane.
Jak tak dalej pójdzie to będziemy stepem niedługo.
Tak sobie wyobrażałem, że będąc emerytem będę pisał na tym blogu znacznie
częściej i więcej a tu jak na razie i z pisarstwem nie tęgo. Może zimowe długie
wieczory coś zmienią…