Kiedy przed
Wielkanocą uczyniłem poprzedni wpis, dość lakoniczny, może nawet wręcz zagadkowy,
nie miałem pojęcia co życie przyniesie mi nazajutrz. Wyrażałem wówczas emocje,
jakie towarzyszyły mi przed zbliżającymi się świętami: przygotowania
przeplatane wizytami w szpitalu w związku z pobytem tam teściowej, która wyszła
z niego silniejsza i zdrowsza. I kiedy, jak to w życiu bywa odczuwaliśmy ulgę i
radość z zakończonego właśnie, złego przecież dla nas tamtego czasu, to za
chwilę, dnia następnego moja z kolei mama znalazła się w szpitalu z
udarem(drugim już). Spadło to na nas jak grom i zmieniło fajny przedświąteczny
nastrój o sto osiemdziesiąt stopni. Trwa ten niedobry i beznadziejny chyba stan
do dziś. Uczymy się codziennie z tym żyć. Uczymy się codziennej,
pielęgniarskiej opieki nad osobą obłożnie chorą(całkowity niedowład prawej
strony), dziewięćdziesięcioletnią, która dla systemu ochrony zdrowia w naszym kraju
jest już niepotrzebnym balastem. Układamy nasze życia pod kątem opieki nad nią,
codziennie doznając bardzo skrajnych emocji z tym związanych. Ale mimo to
niezależnie od przesłanek jakie nami kierują póki co nam się to udaje.
I jak tu cieszyć
się z wiosny, choćby tak deszczowej jak ta tegoroczna. Wykradam te moje godziny
pobytu na wsi jak najprzebieglejszy złodziej i nie mam możliwości się nimi
dobrze nacieszyć. A jest mimo wszystko czym bo: mam już drugi miot królików i
przekroczyłem 60 sztuk, kury dają jaja w nadmiarze a mimo to znajomi prawie się
poobrażali, że nadążają. Plan jest taki, że zwiększam stadko kurek do 55 sztuk(na
tyle mam miejsca). Poczyniłem już stosowne zakupy (siatka i słupki) i
zaplanowałem dla nich duży trawiasty wybieg. Strach mnie ogarnia tylko z cenami
zboża, bo ostatnio za pszenżyto płaciłem u handlarza po 120zł za metr i jak miałoby
tak być przez cały rok to jajko trzeba by sprzedawać po złotówce. Ale kto nie
ryzykuje ten ...... Tyle o zwierzętach.
O roślinach: Na łące stoi woda i nie mam pojęcia kiedy da
się skosić zdrewniałą już trawę. Jabłonie po ubiegłorocznym rekordzie nie
kwitły prawie wcale i owoców będzie na lekarstwo. Zrekompensujemy to sobie może
dobrze zapowiadającym się urodzajem gruszek i orzechów oraz porzeczek, agrestu
i malin. Pod folią kwitną już ogórki i rośnie fajnie papryka bo pomidorów po
ubiegłorocznej porażce nie ma.
Póki co dopisuje mi
końskie zdrowie(bardzo go teraz potrzebuję,
zarówno tego fizycznego jak i psychicznego) i nie mam właściwie innych kłopotów.
Łapię chwile radości i doceniam je teraz jakoś bardziej niż dotychczas. Co
zdarzy się dalej? Czas pokaże. Przyjmę od losu wszystko co mi przyniesie z
pokorą, której wiele potrzebowałem w ostatnich miesiącach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz