Aż trzy razy w czasie
około świątecznego tygodnia byłem na wsi! Radocha! Jeszcze jaka! W przedświąteczną
sobotę zrobiłem trzymetrowej długości zagonek z ziemniakami. Bez kopania w
ziemi – tylko rozłożony obornik, stare podgniłe siano, skoszona świeża trawa,
trochę ziemi na wierzch i nieumyślnie podkiełkowane, przez zapomnienie w domu,
kartofelki. Wszystko to ułożone warstwami na skoszonej przed chwilą łące. Eksperyment.
W wielkanocny poniedziałek, podczas wizyty rodzinnej, już chodziły mi po głowie
następne pomysły z tej serii. I w piątek, po przyjeździe, uczyniłem trzy kolejne
zagonki w tym samym stylu. Tyle, że tym razem ten z ziemniakami był dwa razy
dłuższy i zawierał dwie odmiany(w tym jedne z czerwoną skórką i o żółtym środku).
Na dwóch kolejnych posiałem dynię piżmową i cukinię. Plecy i kręgosłup nazajutrz
bolały od wożenia taczkami nasiąkniętego obornika i gleby, ale myślę, że nie będę
tego wysiłku żałował. Poza tym taki sposób uprawy nie wymaga ode mnie bieżącego
doglądania i przy średnich opadach deszczu może doczekam się dobrych rezultatów.
Podczas tych moich zmagań,
nie ustrzegłem się pierwszego wiosennego kontaktu z owadami zapylającymi z
zapałem kwitnące drzewa i krzewy. Mam wrażenie, że „użarł” mnie trzmiel lub
pszczoła, bo zaczerwienienie i obrzęk był spory. Byłem kontrolnie na pogotowiu
by wykluczyć kleszcza, bo podobno już są aktywne.
Zupełnie nie spisał
się w tym roku mój nowozelandzki samczyk, bo żadna z pięciu pokrytych(?) samic
nie doczekała się potomstwa. Dałem mu jeszcze jedną szansę ale nie oczkuję
raczej cudu. Trzeba się będzie, jak tak dalej pójdzie, chyba rozstać z
królikami. Nic na siłę
W domu na oknie
parapet zajęty rozsadami. I cierpliwie znoszę docinki żony i pozostałych domowników
na ten temat. Może lepiej gdybym był poetą a nie ogrodnikiem od siedmiu
boleści. Mniej bałaganu byłoby w domu na wiosnę. Pomidorki koktajlowe, dwa
gatunki dyń, papryka czekają na swoją kolej. Mam nadzieję, że własnoręcznie wyhodowane
warzywa zrekompensują im latem i jesienią obecne niedogodności. Wysiałem również do doniczek nasiona jodły koreańskiej z jedynej szyszki jaką wytworzyła pierwszy raz w zeszłym roku.
A tak w ogóle sady
kwitną jak szalone i zapowiada się dobry urodzaj owoców, bo nie brakuje pszczół.
Mam wrażenie, że właśnie teraz dane jest nam przeżywanie jednych z najpiękniejszych
dni w roku. Zawyć ze szczęścia chciałoby się.
Boziu i Piotrze jaki Ty jesteś rolnik i ogrodnik i hodowca. Podziwiam Ciebie za siły witalne , które posiadasz. Kiedyś też podobnie szalałam, ale teraz już trochę zmieniłam bieg na wolniejszy. Swoją drogą takich ziemniaczków z własnego pola to Ci zazdroszczę- bynajmniej mają smak i zapach. Do nich wystarczy tylko koperek, zsiadłe mleko i obiad gotowy. U mnie czereśnia miała bardzo dużo kwiatów, ale pszczół jak na lekarstwo i niestety połowę kwiatów już zrzuciła. Jak możesz to podeślij mi mały rój, niech trochę u mnie popracują.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.