Upiekłem jak co weekend chleb. Bez formy tym razem, zwykły, pojedynczy bochenek. Mniej niż zwykle, bo w czwartek zjazd naszej "kompaniji" na Mazurach. Smalec już dziś zrobiłem na tę okoliczność a we środę upiekę dwa bochenki formowego. Więc nie dalibyśmy rady zjeść dwóch od soboty. No i nie wiedziałem też jak wyjdzie taki bochenek. Wyszedł tak:
Ma nawet takie szlachetne pękniecie skórki. Jest bez dodatków - tylko żytnia mąka i zakwas. Piekłem godzinę w 200 stopniach. Wyszedł wilgotny. Bałem się o to trochę bo ciasto zrobiłem gęściejsze niż to do foremek. Wyrósł też w sam raz.
Teraz czekam już tylko do czwartku by zobaczyć jeziora, znajome twarze i wyciszyć swoją niespokojną duszę, napić się dobrych trunków, zjeść dobrego polskiego tradycyjnego jadła, może trochę za tłustego, ale czy wszystko musi być takie poukładane. Pogoda zapowiada się ciepła to będzie także i myśliwski kociołek w plenerze. Ale dość o jedzeniu - dla mnie to po prostu druga część super krótkich wakacji.
Już się cieszę!!! Jak dziecko....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz