Czy jest sens pisać o tym, że trzy dni przed świętami ktoś wybił mi w
samochodzie szybę i ukradł radio? Stracony dzień w pracy a policja gramotna jak
dawniej. Kupa głupich pytań a i tak brak szans na jakiekolwiek pozytywne
zakończenie. Ukradzione radio, warte dwieście złotych, ciągle jeszcze stanowi
pokusę i daje „zarobek”. Niska szkodliwość czynu i zapewne umorzenie śledztwa a w ubezpieczeniu naprawa w
ramach udziału własnego. A w kieszeni minus pięćset.
Czy jest sens pisać o tym, że ilość dań wigilijnych znów w tym roku
przekroczyła pojemność naszych żołądków. Znów na zapewnieniach i obietnicach powściągliwości się
skończyło. Tradycja? Kto i po co właściwie wymyślił, że powinno być te dwanaście dań? Czy to tradycja plebejska czy może magnacka?
Czy jest sens pisać o tym, że szwagierka trafiła przed Sylwestrem do
szpitala z bardzo ostrym zapaleniem wyrostka i w bardzo krytycznym już stanie.
Choć uskarżała się na dolegliwości z tym związane od lat!!!! Tak to nie pomyłka!
Smutne w tym jest to, że leczona była na różne wyimaginowane choroby przez profesorów,
którym nominacje uroczyście wręcza sam prezydent naszego kraju, który nie jest w stanie w
żaden sposób zweryfikować ich umiejętności. Z resztą jakoś nie mamy szczęścia do
prezydentów z kwalifikacjami a i nominowani jacyś przeciętni. Na szczęście operował ją doktor z prowincjonalnego szpitala, który po prosu wiedział - może tylko był pilnym studentem a może bardziej lubi swój zawód.
Zapewne jest w tym jakiś
sens.
Tylko, czy codzienność musi być aż tak irytująca i zła?! Czy nie
mogłoby być tak zwyczajnie. Ciekawsza?
Z resztą co ja tu wygaduję!
Jeden kolega z naszej mazurskiej paczki zmarł w zeszłym tygodniu a w piątek był pogrzeb. Czternaście miesięcy walki z rakiem i przegrana.
Różnie bywało między nami. Różniliśmy się poglądami na wiele tematów. Czasem wkurzaliśmy się nawzajem ale stopień naszej zażyłości nas do tego upoważniał. Ale też wspieraliśmy się podczas kryzysów, które przytrafiają się przecież każdemu. I szanowaliśmy się. I zawsze, niezależnie czy jechało nas nad jeziora czterech czy jedenastu, mieliśmy o czym gadać a czas upływał nam zawsze miło.
I nawet gdy składałem mu przez telefon ostatnie życzenia świąteczne a po drugiej stronie słyszałem słaby już głos,zawsze przecież energicznego faceta, nadal nie dopuszczałem do siebie tych najczarniejszych myśli.
Zawsze w takich chwilach zadajemy sobie pytanie jaki jest sens przejmować się błahostkami kiedy życie tak łatwo może być brutalnie przerwane? A może ono właśnie składa się z błahostek?
Z resztą co ja tu wygaduję!
Jeden kolega z naszej mazurskiej paczki zmarł w zeszłym tygodniu a w piątek był pogrzeb. Czternaście miesięcy walki z rakiem i przegrana.
Różnie bywało między nami. Różniliśmy się poglądami na wiele tematów. Czasem wkurzaliśmy się nawzajem ale stopień naszej zażyłości nas do tego upoważniał. Ale też wspieraliśmy się podczas kryzysów, które przytrafiają się przecież każdemu. I szanowaliśmy się. I zawsze, niezależnie czy jechało nas nad jeziora czterech czy jedenastu, mieliśmy o czym gadać a czas upływał nam zawsze miło.
I nawet gdy składałem mu przez telefon ostatnie życzenia świąteczne a po drugiej stronie słyszałem słaby już głos,zawsze przecież energicznego faceta, nadal nie dopuszczałem do siebie tych najczarniejszych myśli.
Zawsze w takich chwilach zadajemy sobie pytanie jaki jest sens przejmować się błahostkami kiedy życie tak łatwo może być brutalnie przerwane? A może ono właśnie składa się z błahostek?
W naszym życiu cały czas coś nas zaskakuje , większości balansujemy między ciemnością a światłem. Często zdarzają nam się przykre rzeczy ale pamiętaj że czasem nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nie warto tracić nadziei i sens jest zawsze mówić o tym co nas trapi.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń