Nie wiem czy to podczas pogrzebu, na którym byłem w ubiegły piątek, gdy zmieniła
się gwałtownie pogoda, czy z powodu awarii ogrzewania w pracy zachorowałem. I
już. A właściwie to dla mnie nie takie znów nic i już. Nie przeziębiam się, nie
mam gryp ani nie łapię wirusów. Słowem jestem odporny i zdrowy jak rydz. Aż tu
nagle poprzedni tydzień takie załamanie. Od poniedziałku każda noc to gorączka
i litry potu wylewane z siebie. Jakiś apap, syrop, pastylki do ssania lub płukanie gardła z rana prysznic
i do pracy. No, bo jaki jest sens się rozczulać nad sobą i iść do lekarza.
Przecież zawsze, w takich sytuacjach już na drugi dzień nie było właściwie śladów
chwilowego niedomagania. Działało tak do tej pory, ale zawiodło, bo ani we
wtorek, środę ani czwartek nic się nie zmieniło. W piątek pomyślałem w weekend
poleżę i przewalczę choróbsko. Sobotni poranek podważył moje plany. Wszystkie
dotychczasowe dolegliwości, które pojawiały się dzień po dniu wcześniejszych zmagań
wystąpiły teraz wszystkie na raz. Prysznic, odśnieżanie i skrobanie samochodu(bardzo
mnie wyczerpało) i za pół godziny po opłaceniu w kasie wizyty byłem już pod
gabinetem. Krótkie badanie, pełne politowania spojrzenie(że taki stary i
bezmyślny) lekarki z tytułem doktora nauk medycznych i pytanie czy chcę
zwolnienie do piątku czy krócej? Prąd przeszedł przeze mnie, kiedy padło to
pytanie. Kurcze, nie korzystałem ze zwolnienia chyba z piętnaście lat!! Szybka
kalkulacja: skoro mój stan na to wskazuje to wezmę do piątku – może się
porządnie wyleczę. Przecież zima tak na dobre się dopiero zaczyna – głupio by
było żyć dalej z takim czymś niedoleczonym. Rachunek strat nie jest mały: pani
doktor z tytułem podbija cenę wizyty, rachunek z apteki też trzycyfrowy no i
pewnie jeszcze czkawką odbije się to w pracy przy podziale premii za styczeń.Zdrowie ważniejsze. Z resztą jak zachoruje się raz na piętnaście lat to można "zaszaleć".
Kiedy CHORY opiekuje się innym CHORYM to jest to CHORE. Nieprawdaż? A tak
właśnie mam. I nie ma mnie za bardzo, kto w tej opiece zastąpić. Bo żona nie
powinna dźwigać, więc chronię ją przed tym. Kiedy sam, będąc w gorączce, dźwignąłem
matkę to było to tak jakbym bił rekord świata w podnoszeniu ciężarów – zamroczyło mnie.
Człowiek z temperaturą jest bardzo słaby. Ale co zrobić, takie życie. Mam nadzieję,
że po chorobie znów się odbuduję i wszystko będzie OK.
Jak mi się polepszy to posieję może jakąś rozsadę. Chyba nie za wcześnie?
ZDROWIA!!! Życzę ... również sobie....
Dużo zdrowia Ci życzę.
OdpowiedzUsuńPodobno grypa, antybiotykoodporna zbiera swoje żniwo za wschodnią granicę, może i u nas się pojawiła?
Ja wysiałam już ostre papryczki, reszta czeka.
Dzięki za życzenia. Mam nadzieję, że mnie ominie ta gorsza wersja...ze wschodu. Też właśnie myślałem o chilli. Mam nasiona dwóch odmian i wielki, słoneczny parapet w pracy, który mnie bardzo inspiruje pod względem roślinek. Może wyhoduję coś dla współpracowników to spojrzą na moje zainteresowania łaskawszym okiem....
Usuń