Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

niedziela, 24 września 2017

Wrzesień



Wrzesień się prawie kończy a ja nic nie napisałem. Więc rzutem na taśmę słów kilka o tym co było w nim:
   Już po wakacjach, co widać najlepiej po większej ilości pojazdów na ulicach i ludzi w autobusach miejskich. Pogoda wrześniowa nie rozpieszcza słonecznymi dniami. Jak większość rodaków również uległem szaleństwu grzybobrania. W sumie już chyba z sześć razy byłem w lesie. Raz, nawet całkiem niechcący, przy okazji podwiezienia szwagierki na wizytę do szpitala w Wyszkowie(czas oczekiwania mierzony w godzinach, mimo wcześniej ustalonego terminu, sprzyjał wypadowi w okoliczne lasy). A także trzy razy okolicach Olsztyna podczas dorocznego jesiennego spotkania z moimi "chłopakami". Obliczyliśmy, że ta nasza tradycja trwa już 21 lat. Miło i satysfakcja, że udaje nam się jakoś trzymać razem mimo upływu czasu i znaczących nierzadko zmian w naszych osobistych i zawodowych życiach. Udusiłem im zatem grzybowego stosiku z pierwszego zbioru, drugi przeznaczając na suszenie a te zebrane rankiem w dniu wyjazdu zawiozłem do domu ku uciesze żony. Po drodze do domu kupionych kilka słoików miodu od pewnego pszczelarza zapewni nam jego zapas na całą zimę. Wczoraj jeszcze zawiozłem do lasu samochodem, przy okazji pobytu na działce, żonę z córką i dziś od rana zapach przerabianych grzybów wypełnia cały dom. Droga pieszo na skróty przez łączkę była niedostępna bez kaloszy z powodu stojącej wody po niekończących się deszczach stąd podwózka autem.
   Sprzyja ten mokry czas nadal trwającej wegetacji dyniowatych i chyba wreszcie doczekam się pierwszych zbiorów dyni piżmowej. Dziwnie jakoś rosły w tym roku te wszystkie rośliny. Zimne i deszczowe kwiecień i maj, potem niezbyt ciepły czerwiec a po nim lipiec też poniżej norm temperaturowych. Właściwie dopiero w sierpniu było parę upalnych dni z bardzo ciepłymi nocami, ale za to małą ilością opadów. Dynie są więc jeszcze mocno zielone lecz wciąż się rozrastają i kwitną. Zbieram systematycznie pnącą fasolę, której jest bardzo dużo. Dosuszam w strąkach i łuskam na raty. Inaczej się nie da, bo jednorazowy zbiór jest niemożliwy(strąki dojrzewają nierównomiernie). Także „Jasia” jest trochę, mimo wysiewu kilku zaledwie nasion pośród sadzonek dyni. Chyba się te rośliny lubią wzajemnie, bo i jedne i drugie są bardzo bujne. Pozostawię pewnie cały jego zbór na wysiew w roku przyszłym. Krzaki leszczyny własnej produkcji wyrosły również tego lata bardzo mocno a nadmiar wody na podmokłej łące raczej im nie przeszkadza. Balkonowa chilli już zebrana suszy się nanizana na nitkę. Jest mniej pikantna niż w zeszłym roku - może się wyrodziła.
   Z roślin domowych jedyna z pośród 27 wysianych nasion daktylowa palma ma już trzeci liść i dobrze rośnie. Próby rozmnożenia sanseverii i zamioculcasa trwają od wczesnej wiosny i wygląda, że też powinny się powieść. Te pierwsze się ukorzeniły a drugie oprócz korzeni mają także charakterystyczne zgrubienia. Zdjęcia poniżej:


   Ukisiłem w emaliowanym garnku czerwonej kapusty bo ponoć jeszcze zdrowsza i bogatsza w rozmaite składniki od swej białej krewniaczki. Pierwsza słoikowa próba była udana a surówka z niej zrobiona wszystkim smakowała.
   Zaraz będzie październik a po nim listopad i ani się obejrzymy jak dopisać znów trzeba będzie kolejny rok do życiorysu....
... ale póki co może będzie jednak babie lato.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz