Jak co roku, od lat już ponad piętnastu, wyjechałem na kilka dni na mazurskie
jeziora, na ryby ze swoją stałą kompanią. Było fajnie. Bo niby jakże inaczej być
mogło? Skoro skład dobrany i znamy się jak przysłowiowe łyse konie. Było
wesoło: wódeczka, whisky, piwo i dużo dobrego jedzenia. Alkoholu, stwierdzam to
bez żalu, wypijamy z roku na rok jakby coraz mniej, starość czy co? Kupiliśmy właścicielowi
domku, do którego jesteśmy corocznie zapraszani, żeliwny kociołek do gotowania
na ognisku. Oczywiście musieliśmy wypróbować zaraz jak to działa i nastawiliśmy
warzywno-mięsną potrawę. Wyszło świetnie, smakowało pysznie i nawet niewielkie
przypalenie(pierwsze koty za płoty) nie zepsuło dobrego efektu. Powędkowałem
trochę w ciszy i spokoju, wyspałem się, odreagowałem. Pogadaliśmy trochę o
naszych problemach i radościach, widujemy się przecież czasem tylko dwa, trzy
razy w roku. Ale trzyma nas kupie jakaś niepojęta więź. Wróciłem ze zresetowanym
mózgiem i nadzieją, że we wrześniu znów się uda spotkać.
Na wsi, jak to w lato, nie wiadomo gdzie ręce wsadzić tyle roboty. Siano
zgniło i się niestety zmarnowało, bo trafiłem z nim na długi deszczowy okres. No
może nie do końca, bo wykorzystam je do przyszłorocznych permakulturowych
upraw. Ale tak to już jest, gdy się jest rozkraczonym między miastem a wsią. Warzywa
rosną świetnie, te w gruncie i pod folią. Chyba tylko zielsko rośnie lepiej. Pomidorki
koktajlowe, papryka, ogórki, buraczki i tegoroczny król ziemniak mają się
znakomicie. Wcześniej posiałem również jarmuż, bo podobno taki zdrowy i pełen
zalet. Wysadzając rozsadę spróbowałem kawałek ułamanego listka i posmakował mi.
Był o smaku ostro-gorzko-kapustnym. Chyba go polubię.
Byłem także na targu i dokupiłem piętnaście jarzębatych młodych kokoszek
by odmłodzić stado kur. Może w końcu sierpnia zaczną się nieść. I znów mam
ponad 65 sztuk, ale chyba jeszcze z dziesięć dokupię, bo najsłabiej niosące dwuletnie
trzeba będzie przeznaczyć na rosół. Policzyłem młode króliki, jest siedemnaście
od dwóch samic. Pokryłem białym nowozelandzkim jeszcze jedną zeszłoroczną samiczkę
i zaszczepiłem młode i te przeznaczone do dalszego chowu. Trawy po ostatnich
obfitych opadach nie powinno zabraknąć.
W pracy kocioł. Przenieśli cztery osoby do innych miejsc i zrobiło się kadrowo
krótko, bo ktoś jeszcze w międzyczasie zachorował. Doszły mi dodatkowe trzy
zmiany w pracy, więc złapię nadgodziny. Będzie z tego parę złotych, ale wysiłek
był duży i nie wiem czy znów chciałbym tak pracować. A sezon urlopów tusz, tusz
i sytuacja może się powtórzyć. Mam nadzieję, że wykroję mimo wszystko trochę
czasu by pojeździć na wieś i złapać trochę lata. Bo o polityce i podsłuchach
gadać mi się nie chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz