Jesteśmy teraz w apogeum spotkań rodzinnych związanych z pierwszymi
komuniami dzieci. Zazwyczaj wieńczy to wydarzenie mniej lub bardziej wystawne
przyjęcie. Coraz częściej, w wypadku lepiej sytuowanych materialnie osób albo
ze względów lokalowych czy zwykłej wygody, odbywają się one w wynajmowanych w
tym celu salach czy domach weselnych. Rozwój tego rodzaju biznesów jest według mnie
obecnie nadzwyczajny, wspierany ponoć nawet poprzez unijne dotacje. Ale nie o
zaletach i profitach tegoż biznesu chciałem pisać.
Jest coś w naturze naszej, że z powodów przeróżnych, bardzo się staramy by
takie spotkanie i wydawane przyjęcie wypadło jak najlepiej. Czasem chyba nawet
bardziej o to dbamy niż o sam wymiar duchowy i religijny tego wydarzenia. Ustalanie
listy zaproszonych gości, dogadywanie menu poprzedzone wcześniejszym rozeznaniem
organizatora a czasem bardzo przypadkowego, bo znalezionego w ostatniej chwili,
bardzo pochłania czas i energię. A wszystko to bardzo często po to, by nie
spotkały nas potem niepochlebne komentarze. Na końcu, już po wszystkim, wspólnie
z dzieciakiem, następuje przeliczenie zawartości kopert i wtedy, może po raz
pierwszy, dziecko poznaje takie terminy jak: skąpstwo czy hojność.
Z obawy przed takimi właśnie sytuacjami coraz częściej dochodzi do tego,
że część rodzin rezygnuje z takich spotkań i nie uczestniczy w takich wydarzeniach.
Może zyskują tzw. święty spokój a pieniądze wydają inaczej.
Również z obawy przed komentarzami, wydający takie przyjęcie często
przesadzają z nadmiarem dbałości o ilość i jakość, która kończy się często tym,
że niemała część przygotowanego jedzenia kończy na śmietniku. Zdarza się czasem
również tak, że mimo starań coś nie wypadnie według planów i oczekiwań.
Zapewne jednym i drugim nie można odmówić pewnej racji w ich postępowaniu.
Każda ze stron równie łatwo uargumentowałby swój wybór.
Mnie jednak nie daje to nadal spokoju a doznania po uczestniczeniu w trzech
w tym miesiącu takich uroczystościach są bardzo świeże i różnorodne. Od
nadmiaru, przesytu i marnotrawstwa aż do słabości menu i ilości mimo wybranych wspaniałych
i ekskluzywnych miejsc spotkań. I przypominam sobie moje dziecinne wrażenia z
pierwszej komunii. A z opowiadań moich rówieśników, które toczyliśmy podczas rozmów
przy tej okazji, wynika, że wiele osób miało bardzo skromne te swoje pierwsze
komunie.
Pewnie nic odkrywczego tu nie napisałem i niewiele się też w tym temacie
zmieni. Zastanawiam się tylko już dziś czy w przyszłym roku nie czekają mnie
takiego rodzaju uroczystości.
Może było ich po prostu za dużo?
PS: Na działkę zaraz jadę by "posprzątać
parapety" w mieszkaniu ku uciesze żony. Trochę też mam zaległości przez te
pierwsze komunie…… Ech!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz