Od soboty zacząłem majówkowy „relaks”. Pogoda niepewna i choć nie padało
i niezbyt ciepła była, skutecznie zniechęciła od wyjazdu rodzinkę. Pojechałem więc
sam powalczyć z glebą. Powiem tak: nie jestem znów w pełni zadowolony z moich dokonań.
Słaby jakiś jestem po zimie, znów słabszy jak rok wcześniej. Może to zbliżająca
się szóstka z przodu a może tylko SKS? Coś tam jednak zrobiłem, choć końskie
zdrowie na pewno już dawno za mną.
Rozpocząłem od wizyty na targu w Radzyminie po drodze na działkę. Już
przed wjazdem na plac zauważyłem, że znów handlują drobiem, mimo tego, że zakaz, choć
nieco poluzowany nadal obowiązuje. Trzeba będzie zakupić trochę młodych kur, bo
te, co są, choć mają w tej chwili wiosenny renesans nieśności, to pewnie za
chwilę staną się darmozjadami. Połaziłem, pogapiłem się, kupiłem worek ziemniaków,
sadzeniaków odmiany Irga i pojechałem. Były już na targu także pierwsze rozsady
porów, selerów, pomidorów, papryki i innych warzyw i kwiatów, ale ceny
kosmiczne, więc sobie darowałem ten zakup. Dojechałem, po drodze kupując jeszcze
trochę jedzenia by nie sępić od teściowej żyjącej z niewielkiej przecież emerytury(kurna,
czy ja kiedyś na starość też tak będę miał?). Pogadaliśmy trochę i po herbatce wziąłem
się za robotę. Skopałem resztę ogródka pod fasolkę tyczną i warzywa, podglądając
przy tym czy wysiany już wcześniej bób, buraczki i szpinak czasem już nie
wschodzą. Ale nie, jest za zimno i wszystko stanęło. Śliwy tylko na przekór panującym
temperaturom kwitną, zapylane pracowicie przez kilka trzmieli, które zarobiły
sobie gniazdo pod dachem budynku dawnej obory, obecnie kurniko-drewutni. Dalej
posiałem tę fasolkę i naszykowałem pod każdym z miejsc siewu sznurki, po których
będzie się spinać. Z sadzeniem ziemniaków wstrzymywałem się do ostatniego dnia
pobytu(1 maj), bo na łące, po ostatnich obfitych deszczach stała woda. Próbowałem,
co prawda przeprowadzić małą meliorację, ale skutek prawie żaden – woda słabo
spływała w pole. Za to gnaty od kopania rowków w grząskiej, błotnistej ziemi dały
o sobie znać bólem. Ale odkryłem wreszcie a właściwie potwierdziłem, że pod
warstwą gleby znajduje się glina, która jest powodem jej nieprzepuszczalności.
Wykopałem, mimo napływającej wody dół, i na głębokości około 70 centymetrów zaczyna
się glina. Znalezisko to natchnęło mnie myślą o jej wykorzystaniu. Zaraz skojarzyłem,
że jeden przystanek autobusowy ode mnie na budynku jest baner z napisem o kursach
ceramiki. Mógłbym się może tego nauczyć i zostać „gliniarzem” (czytaj: wytwórcą
ceramiki). W końcu nie święci garnki lepią.
Przygotowałem jeszcze kilka miejsc, w których
wysieję nasiona lub wsadzę rozsadę dyń. Będą w tym roku rosły wraz z fasolą Jaś,
dla której przygotowałem z leszczynowych tyczek podpory w kształcie indiańskiego
tipi.. To będzie taka skrócona forma uprawy typu „trzy siostry”. Ale kukurydza
też będzie mieć dla siebie inne miejsce. Nazbierałem jeszcze, na niemałą kupę,
trochę patyków i suchych gałęzi, z których chcę przygotować wał a one znajdą się
na samym spodzie. Przesiałem także kilka worków kompostowej ziemi, której
potrzebuję do balkonowych doniczkowych uprawek. Idealna okazała się tu skrzynka
wykotowa od królików z dnem z siatki o oczku 10 na 10 mm.
Na śniadanie wykopałem jeden młody czosnek i pokroiłem cały jak
szczypiorek do kanapek. Był pyszny i delikatny, bez ostrego smaku, choć
charakterystyczny aromat już miał. Trzy kolejne zabrałem do domu w tym samym
celu. Pierwszego maja po południu odjechałem do domu. Nie zostałem dłużej, bo
jestem w trakcie zabiegów na bolący bark a drugiego maja też je miałem. Za
długo czekałem na to by sobie odpuścić. Byłem też tego dnia w pracy. Pusty parking
zapowiadał nadzwyczajny spokój. Napotykane tam osoby wyglądały jak duchy snujące
się za karę. Mimo to udało mi się jednak załatwić parę spraw związanych z
zakończeniem poprzedniego miesiąca tak, że tego czasu nie zmarnowałem.
Dziś zajmę się przesadzaniem chilli i koktajlowych pomidorków do
balkonowych donic a ponieważ żona idzie na urodziny („pięćdziesiątkę” do „psiapsi”
z dziesiątego piętra), więc będę miał przy tej czynności spokój.
dobrze zrobiłeś, sadzenie do zimnej mokrej ziemi nie ma sensu, od tego tylko grzyb i pleśń
OdpowiedzUsuń