Żyję a nie było mnie tu długo bo zmieniłem pracę i…. właściwie na tym
stwierdzeniu mógłbym zakończyć. Tyle, że dla osobnika 60+ to jednak nie jest łatwe
„przejście”. Trochę moralnego kaca, bo to jednak 24 lata u jednego „pana” a i
ludzi – zwłaszcza tych fajnych – mimo wszystko żal. Jednak emerytalne prognozy
z ZUS-u zmotywowały mnie najbardziej do tej być może desperacji. No i jeszcze nie
taka jak oczekiwałem odpowiedź podczas negocjacji nowych, być może już
ostatnich, warunków zatrudnienia(czytaj: podwyżki). Postanowiłem i zmieniłem,
wykorzystując zapewne ostatnią w zawodowym życiu szansę na poprawę materialnego(też)
bytu.
Nie ma w tej nowej pracy niczego
czego bym nie znał albo nie rozumiał ale porządek jakiś inny(a właściwie jego
brak). I to trochę męczy. Oczywiście pierwszy przelew był miłym
wydarzeniem(taki był z resztą jeden z głównych powodów mojego „występku”). Pierwszy
miesiąc był spokój: wzajemne obserwowanie, badanie i cisza, która wręcz
denerwowała albo wywoływała dziwne domysły. Aż któregoś dnia się zaczęło i to
tak, że miałem wrażenie iż mam być ekspertem we wszystkim, co tylko sprawia
problemy. Właściwe to ja znam(jakiż brak skromności graniczący z bezczelnością)
odpowiedzi i sposoby rozwiązania wszystkich z nich. Teraz mam ciągle jakieś
spotkania, czegoś pilnuję, tłumaczę, decyduję, pomagam. W sumie fajnie, bo przecież
w poprzedniej robocie się wypaliłem. A do tego na każdym prawie kroku spotykanie
ludzi, których nie znam a oni mnie tak, z rzeczy, które robiłem w poprzedniej.
Nie wiem jak się sprawy zawodowe potoczą dalej ale nie chciałbym się wkręcić w wir
korporacyjnego gonienia za czymś, bo to już lata nie te a i więcej jak 8 godzin
nie zamierzam dziennie poświęcać na pracę bo to niezdrowe jest i basta. Praca
jest za to państwowa i mam nadzieję, że jej owoce posłużą wszystkim dlatego
chciałbym najpilniejsze tematy i bolączki załatwić jak najszybciej. Uff…
starczy już o tych zawodowych emocjach.
Działkowe jesienne prace a także pobyt i pisanie czegokolwiek w tym
miejscu z powyższych powodów zaniedbałem a teraz już za zimno a i czasu jakby
mniej. Urlopu zostało kilka zaledwie dni więc trzeba go szanować. Głupio tak,
jak jeszcze zima się nie zaczęła, mówić „aby do wiosny” ale chyba tak to się
skończy. Tylko od czasu do czasu użyta jako przyprawa główka czosnku czy ogórek
kiszony przypominają o letnich zmaganiach z suszą. I znów trzeba mieć nadzieję,
że nadchodzący rok będzie lepszy.
Wnusia ukończyła niedawno lat dwa i staje się prawdziwą gadułką
sprawiając radość rodzicom i dziadkom. Codzienne wieczorne spotkania na whatsapp’ie
przed ostatnią kaszą są jak najlepsza dobranocka dla obu chyba stron. Ach żeby
mieć teraz taką energię jak ten dzieciak…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz