Słoneczna pogoda(a także parę innych spraw), mimo mroźnego poranka,
skłoniła mnie do wczorajszego wyjazdu na działkę. Po dobrym, prawie już
rytualnym, sobotnim śniadaniu z żoną zapakowałem klamoty(działkowe ubrania i
inne) i ruszyłem coś porobić w plenerze. Właściwie to jedną rzecz miałem już od
dawna w planach ale zawsze coś stawało na drodze – jak nie pogoda to przemarsz…
Akacja, która wyrosła bujnie na wybiegu
u kur zaczęła się niebezpiecznie przechylać i kłaść się na ogrodzenie zagrażając,
w przypadku ewentualnego upadku uszkodzeniem budynku(drewutni i kurnika). Chociaż
wczoraj znów średnio mi się chciało wziąłem się w końcu za jej usunięcie.
Poobcinałem najpierw konary, które mogłem dosięgnąć a gdy zostały już tylko te nieosiągalne,
przymocowałem, najwyżej jak się dało, stalową linkę i zaczęliśmy ją ze szwagierką
pociągać w stronę, w którą chcielibyśmy żeby upadła. Opornie to szło mimo, że widać
było, że z każdym pociągnięciem drzewo słabnie. Podkopaliśmy trochę korzenie przy pniu
i wtedy poszło już gładko. Pień tuż pod ziemią był spróchniały a całe drzewo właściwie
podtrzymywały tylko dwa zdrowe korzenie. Uff. Będzie trochę kalorycznego opału
a drobne gałęzie pójdą na podpałkę. Potem wziąłem się za podcięcie krzewu
forsycji, którego gałęzie zaczęły „wychodzić„ już za ogrodzenie. Dalej poszły
pod sekator gałęzie jabłoni i dzika gruszka, która regularnie odrasta przy
ogrodzeniu sąsiada. I na koniec proste patyki corocznych, nadmiarowych odrostów
leszczyny.
Były też krótkie chwile obserwacji przyrody, która już reaguje na brak
solidnej zimy. Czosnek i wiosenne kwiaty już wykiełkowały a leszczyna pyli
obficie – pewnie za wcześnie to wszystko. Ale mam nadzieję, że jeszcze się ten
proces zahamuje i nie wpłynie to na plony tych roślin.
Wycięta akacja ocieniała od południa wejście do kurnika dając ptactwu domowemu
w upały o parę stopni chłodniejsze wnętrze. Teraz postanowiłem zrobić jakąś
konstrukcję dla krzewu winogronowego, który bujnie zarastając w tamtą stronę przyniósłby
taki sam efekt. Mam jeszcze kilka pomysłów i planów na ten rok ale mało mówię o
tym by nie zapeszać.
Nie wiem jak potoczą się sprawy w nowej(ojej już czwarty miesiąc leci!)
pracy. Nie obawiam się nie przedłużenia umowy ale raczej ewentualnej reakcji na
moje finansowe oczekiwania w kolejnej umowie o pracę. Zdaję sobie sprawę, że
znam sposoby na większość problemów jakie tu występują i chciałbym otrzymać za
to odpowiednio wysokie wynagrodzenie. Moje prawie dwudziestopięcioletnie doświadczenie
jest tu na wagę złota a mój osobisty cel to podreperowanie wysokości przyszłej
emerytury(nie myślałem nigdy wcześniej, że kiedyś będę miał takie rozterki). Pożyjemy
zobaczymy. Do tego w trakcie roku szykują się nam trzy wesela więc tanio nie będzie.
Chciałbym też byśmy wyjechali na jakiś fajny urlop bo właściwie od wielu lat go
nie mieliśmy.
Ja tu gadu gadu a na parapetach żadnych pojemniczków z roślinkami.
Selery? Pory? Trzeba się powoli brać za to bo słońce coraz wyżej a dni się wydłużają.
Trochę planuję co i gdzie posadzę ale pewnie jak co roku będzie też dużo spontanicznie
– ale jak zawsze: bez nawozów sztucznych i chemii. Przecież robię to wszystko dla
najukochańszych i najważniejszych osób wokół mnie…
PS: Spociłem się przy tych plenerowych zajęciach jak przysłowiowa mysz co bardzo źle świadczy o poziomie moje tężyzny fizycznej. No cóż efekty ostatnich lat pracy w pozycji "przyspawany do krzesła" widać jak na dłoni.
Dziś wysiałam papryki:-)
OdpowiedzUsuń