…na nic. Nawet tu zaglądam coraz
rzadziej a kiedyś nie było dnia żebym nie sprawdził co słychać(widać) na blogu.
Jednym słowem „kocioł”. Sam tego chciałem. Trzeba było siedzieć na tyłku w
starej robocie… Jeżdżę. I dopisuję do licznika kolejne tysiące kilometrów. Nie
powiem satysfakcja z tej pracy jest gdy się widzi miny i reakcje słuchaczy a na
koniec stwierdzenie, że wreszcie przyjechał ktoś, kto mówi profesjonalnie i do
rzeczy a nie jakiś niby „trener” tylko odczytujący prezentację, którą nie wiadomo kto
mu właściwie przygotował. I tak oto od czerwca moje życie w większości polega
na ustalaniu harmonogramów kolejnych wyjazdów i szkoleń a później ich realizowaniu.
Lubiłem zawsze podróżować a ponieważ jeździmy we dwóch to miewam okazje do podziwiania
naszego pięknego wciąż kraju. W większości rejonów jest już po żniwach i tylko obszary
kukurydzy zielenieją na szachownicy pól.
Na działkę wpadam jak po ogień. Tu też roboty zawsze za dużo. Odliczam
czas, kiedy nie będę już musiał pracować i całe dnie będę poświęcał temu
kawałkowi świata. Oby tylko zdrowie pozwoliło. Moją rwę leczę sam ćwiczeniami,
bo nasza służba zdrowia zaproponowała mi termin pierwszego spotkania z rehabilitantem(na
cito) jakoś w styczniu przyszłego roku(dobrze, że na to się nie umiera) bo atak
wyżej wymienionej miałem pierwszego maja. Wszystko rośnie jak na drożdżach.
Jest od wielu lat zielono o tej porze roku. Nie ma suszy i wszelka roślinność
aż kipi. Zebrałem już czosnek dwa tygodnie temu i ładnie się już dosuszył związany
w pęczki pod okapem komórki. Wczoraj zebrałem także cebulę. Teściowa oszacowała
że będzie tego z pół metra(ach te stare określenia miar i wag). Najwięcej było cebul
średniej wielkości ale była też drobnica i trochę okazów. Te których szczypior
już całkiem zasechł zebrałem do przewiewnego kosza a pozostałe poszły w pękach
pod okap do całkowitego dosuszenia. Bardzo jestem z niej zadowolony bo
wsadziłem ledwie pół kilograma bardzo drobnej dymki. Żeby już zakończyć temat
cebulowych to nie mam w tym roku porów ale za to posiałem pierwszy raz w życiu
szalotkę i jest już dużo ostrawych w smaku, podłużnych cebulek. Cukinie szaleją
w tym roku z obfitością plonowania. Z pięciu roślin zebrałem już chyba
dziesiątki kilogramów tych warzyw a ich liście są ogromne(dobra ziemia plus woda robią swoje). Od trzech tygodni zbieram także ziemniaki, u
których wielkość krzaków nie koniecznie idzie w parze z tym co pod nimi
znajduję. Ale są jeszcze wciąż zielone dzięki mojemu ręcznemu zwalczaniu stonki
więc może te drobne jeszcze urosną. Marchew wsiana pomiędzy cebulę też rośnie
nieźle ale sporo jest korzeni pokrzywionych i nieforemnych. Ale nie o to w tej
uprawie chodziło tylko żeby chroniła cebulowate przed śmietką i z tej roli
wywiązała się bardzo dobrze. Współrzędną uprawę tych dwóch warzyw będę już
stosował zawsze(to rzeczywiście działa) bo cebula z kolei odstrasza mszyce,
które lubią opanowywać marchew. Niezłe są też w tym roku czerwone buraki. Posiałem
te podłużne, dość rzadko więc nie musiałem ich przerywać. Kolor korzeni po przekrojeniu
jest bardzo ciemno czerwony i przez to zupa
po ugotowaniu wygląda jeszcze bardziej zachęcająco. Ogórków nie mam w tym roku
wcale ale za to dyń(tylko hokkaido tym razem) sporo. Rosną sobie dobrze i
opanowują zwłaszcza zaniedbane i pełne zielska wszelkiego obszary działki, przez
co oszacowanie w tym momencie ilości owoców jest utrudnione. Orzechów włoskich
będzie niewiele w tym roku ale za to siewek chyba kilkanaście. Część to
samosiejki a część to te, które sam wsadziłem jesienią poprzedniego roku i
zapomniałem o ich istnieniu niczym wiewiórka. Pewnie tyle nie będę potrzebował
bo to duże drzewa więc je rozdam chętnym ale ze dwa najdorodniejsze dostaną pewnie
szansę na dorosłe życie i będę miał ich już razem sześć(wnuczki się pewnie ucieszą
za lat wiele dzisiejszym pomysłem dziadka albo je wytną bo im może cień będą rzucać
– to jest ta przyszłość, którą nie warto sobie chyba głowy zaprzątać).
Drzwi do kurnika robię , bo szwagierka taki warunek dalszej hodowli kur mi postawiła. Rzeczywiście stare są już w bardzo kiepskim stanie i mimo łagodnych zim kurom przez różne szpary zimno przedostawało się do środka. Po za tym to parę tygodni temu miałem atak jakiegoś psa lub lisa na mój drób. Podkopał się pod siatką z opuszczonej posesji sąsiada i przetrzebił stado moich leciwych już kur. Kogut oberwał bardzo ale przeżył, niestety 10 kur zostało zabitych. Zostało osiem plus kogut z odrastającym ogonem.
O pandemii nie piszę bo nie czuję się na siłach mądrzyć w tej kwestii. Od
miesięcy żyjemy, wszyscy trochę inaczej ale próbujemy mimo to normalnie. Jak i
kiedy to się skończy nie wie nikt. Jutro znów w trasę do Wielkopolski i na Dolny
Śląsk a za tydzień trasa na południowy wschód. Do Katowic i w okolice planujemy
we wrześniu ale czy i jak będzie, czas pokaże – sytuacja jest dynamiczna….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz