Długo myślałem nad
tytułem tego wpisu: może „Powrót”?
Po tak długim czasie
braku aktywności aż mi trochę głupio i nie wiadomo jak zacząć. Jakbym wracał do
tego miejsca po latach… To może zacznę od lata 2020 bo w sierpniu napisałem coś
ostatni raz i film się urwał a przecież... żyję.
Zakończyliśmy nasz ogólnopolski cykl szkoleń i nie bez satysfakcji stwierdzam,
że nasze gadanie nie poszło całkiem na marne. Co prawda moja branża w tej
chwili zalicza kolejny „lockdown” ale może za kilka dni wróci wszystko do
normy. W każdym razie rozwijamy się cały czas i teraz idziemy bardziej w
kierunku jakości niż ilości oczywiście cały czas licząc pieniądze i próbując
zoptymalizować cały ten biznes. Ale o pracy już dość, bo szczerze mówiąc
chciałbym już być emerytem ale do tego potrzebuję przeżyć jeszcze cztery wiosny
co w czasach pandemii nie jest wcale takie pewne i oczywiste. W ramach
wykonywania swoich zawodowych obowiązków(a może i gdzie indziej) zaraziłem się
i zachorowałem na covid. Ale szczęśliwie
mam to już za sobą i teraz jako tzw. ozdrowieniec mam ostanie miejsce w kolejce
do szczepień. Nie zamierzam napisać więcej ani słowa o tym jak to u mnie przebiegało ale
szczęście mi dopisało, przeżyłem i mogę teraz tu pisać. Skoro autorytety od
wirusologii i medycyny nie są zgodne w tym temacie to mnie maluczkiemu tym
bardziej nie wypada się mądrzyć.
W życiu osobistym działo się a jakże: w październiku zostałem dziadkiem
po raz drugi i mam już dwie śliczne wnuczki do kochania. Nie ukrywam, że z
perspektywy człowieka, który przeżył ponad 60 lat na naszej ziemi i wie jak szybko
i bardzo w tym czasie się nasz świat zmienił(niekoniecznie zawsze na dobre) z
troską myślę o przyszłym życiu tych kochanych dzieciaków. Ale jak pomyślę, że sam
urodziłem się ledwie kilkanaście lat po straszliwej światowej wojnie to może nie będzie aż tak źle. Chciałbym móc
jak najdłużej być z tymi dzieciakami na tym świecie i zaświadczać prawdziwą historią
własnego żywota pewne wydarzenia, tak by mogły znać rzeczywistość nie tylko z
informacji czerpanych z przeglądarek internetowych. Może się uda…
Na działce byłem przed samą chorobą po połowie października a teraz
przed świętami i w drugim dniu świąt. Nic nie robiłem bo po chorobie określiłem
mój stan fizyczny jako kondycyjne „zero”. Powoli wracam już do lepszej kondycji
ale do stanu z przed jeszcze daleko. Na razie coraz dłuższe spacery(z których
wracam spocony jak przysłowiowa mysz) albo ćwiczenia w domu. Mam nadzieję, że
do wiosny będzie już OK tym bardziej, że mam plany dotyczące rozwoju działki i
własne siły będą tu niezbędne. Plony ubiegłoroczne zostały już skonsumowane w
całości co nie było trudne ze względu na moją skłonność do dzielenia się z
bliźnimi. Cebula, której jak myślałem było wyjątkowo dużo pozostała już tylko wspomnieniem.
Wniosek jest taki, że w głowie już wynajduję sobie miejsca gdzie w ostatnich
latach nie było uprawianych cebulowatych żeby zwiększyć tegoroczną powierzchnię
grządek. Dyń nikt już nie chciał więc z pozostałych wyjąłem tylko pestki a
reszta poszła jako pasza dla kilku starych kur. Mam sentyment do uprawy tej
rośliny ale nie wiem czy w tym roku nie pójdę właśnie w stronę pestek niż miąższu
bo od lat są duże nadwyżki. Dowiedziałem się także, że dynie są przysmakiem jeży,
które potrafią wyjeść sprytnie całe wnętrze dojrzałych już owoców przed samymi
zbiorami. Nie będę także już próbował uprawiać dyń piżmowych, które ze względu na
długi okres wegetacji nie dojrzewają na mojej działce. Czosnek zdążyłem
posadzić przed samą chorobą a także szalotkę, której trochę, wielkości dymki
zebrałem z wysianych wiosną nasion. Podobno uprawa ozima jest możliwa o czym
przekonam się może wczesnym latem. Podczas mojego świątecznego pobytu widać było
już wystający z ziemi zielony szczypior więc pościółkowałem ten kawałek grządki
a także ten z zasadzonym czosnkiem. Fasoli „jasia” zebrałem tyle, że
wystarczyło ledwie na jeden raz „po bretońsku” i reszta czeka w torebce na
wiosenny siew. Może ten rok okaże się łaskawszy i obfitszy w opady i plony. Zakupiłem
wczoraj cztery paczuszki nasion: porów, selerów i kapusty białej i czerwonej. Z
tego zestawu w ubiegłym roku najlepiej udały się selery. Przed świętami
wykopałem ostatnich 20 sztuk i właściwie sam zjadłem wszystkie w postaci
surówek z jabłkiem i odrobiną rodzynek. Pory były mizerne i niewiele a kapusty
ledwie kilka główek nadawało się do kuchni, resztę zdziobały kury jako
późnojesienną witaminę.
Wszedłem już tym swoim pisaniem na drugą stronę „worda” więc czas
kończyć bo niewiele osób zechce pewnie czytać taki długi tekst. Mam nadzieję, że
życie i sytuacja będzie się stabilizować i wracać do norm sprzed pandemii. Mam także
nadzieję, że ludzkość wyciągnie z tego dobre wnioski i spowolni swój rozpędzony
rozwój ukierunkowując go na te, pożyteczne dla wszystkich tory.
Dobrego roku 2021 i pięknego niezniszczonego świata życzę… i słońca i wody, tak w sam raz.
Zdrowego i szczęśliwego Nowego Roku i dużo sukcesów ogrodniczych. Pozdrawiam serdecznie ⛄⛄⛄
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w nowym roku, powrotu do pełni sił i realizacji planów :)
OdpowiedzUsuńTekst wcale nie był długi. Może dlatego że ciekawy?
OdpowiedzUsuńŻyczę powrotu do sprawności sprzed covida i pięknego, zdrowego roku.