Na wsi byłem dziś parę godzin. Przyjechałem, wziąłem psa i poszedłem w pola i lasy. A lasy choć nie za wielkie to trochę mieszane z przewagą jednak sosny i brzozy, jak to na Mazowszu. Trochę dębiny młodej, topoli, akacji i osiki. Pachną te wszystkie drzewa wszystkie razem i każde z osobna jakby trochę inaczej. Pooddychałem i dość szybko nasyciłem się tym świeżym niemiejskim powietrzem. Wróciłem, wziąłem metalowe grabie i dalej na łąkę wydrapywać obumarłe źdźbła traw ze zmierzwionych kęp. Jakieś nie zwierzę wykopało mi młodą jabłonkę i dwa krzaki leszczyny, skwitowałem to tylko przekleństwem wymamrotanym pod nosem. Potem rozkładałem to co wydrapać mi się udało na moje grządki z nadzieją, że tworzę w ten sposób żyzne podłoże. Dzisiejsza, słoneczna pogoda i pora roku chyba w sam raz na takie działania. Spociłem się przy tej czynności nawet trochę bo to pora roku gdzie o kondycję trudniej. Odrobina satysfakcji z wykonanej robótki, domowy obiad z chwilami rozmów w rodzinnym gronie, spakowanie jaj, baniaka kiszonych ogórków i słoika pszenżyta na zmielenie do produkcji zakwasu na biały barszcz. Klapnięcie drzwiami i odjazd do szarej miejskiej codzienności.....
W życiu piękne są tylko chwile?
Kocham las...
OdpowiedzUsuń