Jeszcze dwa
tygodnie temu wirus był dla nas w Polsce abstrakcją z telewizyjnych przekazów.
Teraz jest już inaczej. Zwłaszcza w dużych skupiskach ludzi.
Bardzo dziwnie
poczułem się gdy szef oznajmił nam wczoraj, że od poniedziałku, decyzją prezesa
firmy, pracujemy w domu. Oczywiście wiadomo, że to z powodu wirusa. Oczywiście
szanuję to, że to dla dobra wszystkich. Oczywiście bez słowa podporządkowuję
się tej decyzji.
OCZYWIŚCIE!!!
Cała akcja z
rozwożeniem komputerów(stacjonarnych, bo to jednak wciąż spore klamoty) do domów
koleżanek i kolegów odbyła się bardzo sprawnie. Wcześniej spotkanie z szefem i
ustalenie zasad pracy zdalnej. Nie chwaląc się powiem, że to ja wpadłem na
pomysł rozwiezienia wraz z ich użytkownikami tychże komputerów bo był nawet pomysł
by firma kupiła, dla tych co nie mają, nowe laptopy(?!). Rzecz całą udało się nam
sprawnie przeprowadzić przy pomocy służbowego auta i po szesnastej odstawiłem
je do firmowego garażu. Pożegnaliśmy się z kolegami bez podawania rąk życząc
sobie zdrowia i jak najszybszego powrotu. I tu znów zrobiło mi się dziwnie bo
chociaż przeżyłem już sporo lat i różnych rzeczy doświadczyłem to czułem, że jestem
świadkiem i uczestnikiem czegoś czego wcześniej nie spotkałem w życiu.
Na razie mój home
office, prze najbliższe dwa tygodnie wyglądał będzie tak:
Komputery są wszędzie
Ale jak długo potrwa zwalczanie tego paskudztwa nie wie
pewnie nikt….
Ograniczyliśmy do
telefonicznych kontakty z córkami i rodziną ale już tęsknimy za wnusią.
ZDROWIA DLA
WSZYSTKICH!!
PS: Jest 7.11. Z okna widzę kolejkę ludzi do sklepu mięsnego
i pieczywa. Zwykle o tej porze wychodziłem robić zakupy ale teraz jakoś mi
dziwnie, że może współtworząc ten sztuczny tłok podgrzewać będę złe nastroje….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz