Zaraz święta, już czuje się narastające przygotowania i krzątaninę.
Aktywność przy ich organizacji z każdym dniem się zwiększa. Większość zakupów
już za nami ale zawsze coś jeszcze się przypomni. Mieszkanie już ogarnięte po
kaloryferowej demolce i nawet nowe meble i telewizor według projektów żony są
na miejscu. Do stołu zasiądziemy w powiększonym składzie o trzecią śliczniutką
i zdrowiutką wnusię. Będzie nas więc fajna gromadka. No i ta kontynuacja
tradycji i zwyczajów przekazywana z pokolenia na pokolenie może zapisze się w
pamięci naszych wnuczek. Potrawy i zapachy świąteczne też przecież wszyscy
pamiętamy…
Rok już się kończy i nie sposób uciec od podsumowań. Doczekałem
emerytury! Zdrowie jakie takie jest, do pierwszego starcza więc narzekać nie
możemy. Darmowe leki(choroba przewlekła) biorę regularnie i choć z efektów
leczenia nie jestem do końca zadowolony to nie tracę nadziei bo moja pani
doktor skierowała mnie na inną formę terapii. Może zdziała… cud.
Przyglądam się rozwojowi naszych wnuczek
i mam nadzieję na ich dobrą przyszłość. Często wychodzę na spacery z
najmłodszą i obserwuję jej wzrost i postępy. Może dlatego, że dwie poprzednie
przyszły na świat kiedy byłem jeszcze zawodowo aktywny a i covidowe czasy ograniczały
normalną częstotliwość kontaktów i ten noworodkowo-niemowlęcy czas jakoś mi
przeszedł koło nosa. Staramy się je zdroworozsądkowo rozpieszczać i spędzać z
nimi jak najwięcej czasu. Nagrodą jest „kocham cię dziadku” albo „lubię jak do
mnie przyjeżdżasz i się ze mną bawisz”. Może nawet mi się trochę udaje to moje
dziadkowanie…
Na działkę jeżdżę tylko w razie potrzeby na wezwanie teściowej lub
szwagierki. Rozwala mnie psychicznie moja fizyczna niemoc. Przez ostatnie lata
wiele działań odkładałem na teraz bo emerytura miała być tuż tuż. Wyszło trochę
jak z tym indykiem co myślał o niedzieli… Może na wiosnę mi się zdrowie
polepszy to coś podziałam. Może…
Firma coś tam przelała na święta i tyle właściwie kontaktów z niedaleką
przecież zawodową przeszłością. Byli koledzy i koleżanki z pracy jakby się
zapadli pod ziemię – cisza. Może już nastało nowe, inne w mojej byłej pracy i
tyle. Już na tydzień przed moim odejściem ktoś czekał na moje biurko… żenujące
to było albo może to znak czasu, wszak o pracę dziś niełatwo. Radzę z tym sobie
także no bo co mam zrobić.
Mija rok - dobry rok. Oby następny nie był gorszy…