Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

sobota, 12 maja 2018

Koszenie, pielenie i podlewanie….



…. i gnaty mnie bolą głównie za sprawą tej pierwszej czynności. Byłem dziś na wsi, "pekaesem", bo auto nie przeszło przeglądu: wyciek z silnika i pęknięta osłona przegubu; w piątek w południe takie rzeczy nie do zrobienia od ręki w całym mieście. Stąd pekaes. Nie ma jednak tego złego. Przypomniałem sobie „młode lata”, kiedy to człowiek z dzieciakami tłukł się komunikacją zbiorową i dawał radę, więc i dziś też dałem. Plecak i naprzód. O siódmej trzydzieści jechałem już na wieś prywatną linią (pekaesom się nie opłacała ta trasa a prywatnym owszem i autobusów więcej i poziom też już teraz chyba lepszy), po dotarciu wstąpiłem do miejscowego sklepiku po wodę – 2 butle, bo zapowiadał się upał i jak się okazało obie poszły. Jak nie popada w przyszłym tygodniu to zacznie się robić nie dobrze. Niby wszystko powschodziło i rośnie, ale jakaś wyjątkowa jest tegoroczna wiosna ze swą gwałtownością i gorącem.
   Obejrzałem w krótkich przerwach pomiędzy tytułowymi czynnościami jabłonki i nie kracząc - urodzaj powinien być. Sporo zawiązków. Orzechy włoskie też powinny obrodzić. Śliwy: dwie węgierki zwykłe i ulena do wycięcia – uschły. Szkoda, ale winą obarczam ubiegłe mokre lato, kiedy stały w wodzie. Mówi się trudno: będzie za to więcej światła dla dwóch antonówek. Obie grusze też mają sporo owocków – może nic im nie przeszkodzi. Czosnek, zdziczały, zeszłoroczny, nie wykopany dokładnie, pielony regularnie rośnie ładnie kępkami. Jarmuż toskański(tym razem) ładnie powschodził i być może zastąpi planowaną kapustę, której sadzonki jakieś rachityczne są. Ogórki na obu grządkach powschodziły też fajnie i osłaniająca je kukurydza także. Na razie nie widać wschodów dyń może mają za sucho; podlałem je dziś obficie. Fasola Jaś pewnie z tego samego powodu też na razie niewidoczna. Bób, cebula z dymki, marchew i buraczki za to wzorowo. Też po pieleniu otrzymały swoją porcję wody. Mam też kilka szalotek od mamy koleżanki(również działkowca) i rosną ładnie wytwarzając nowe cebulki. Martwi mnie trochę stan ziemniaków – wzeszły dotychczas może ze trzy rośliny – chyba też i tu brak wilgoci jest powodem. Spoglądałem z okien autobusu(z tej wysokości widać dużo więcej niż z samochodu a może dlatego, że nie prowadziłem to mogłem się gapić do woli) na ziemniaczane zagony i widoczne już były wschody. Pocieszam się na razie, że może tamci posadzili wcześniej. Kwitną także akacje - bardzo obficie i także o wiele wcześniej.
   I tyle mego dzisiejszego działania. Rozkład jazdy autobusów skrócił mój pobyt znacznie od tego zazwyczaj, ale pocieszyłem się za to odrobinę pierwszym jajkiem od młodej kurki – teraz będzie ich już tylko więcej i większych, bo kurki w różnym wieku będą się kolejno dołączać do produkcji. A podczas podglądania roślinek podjadałem młodziutki koperek, którego znów wszędzie pełno. Pyszny!
   Kosiłem kosą bo trawsko ogromne, wodę do podlewania nosiłem kilkadziesiąt metrów a pieliłem ręcznie. Jutro pewnie trochę poboli, ale w tym wieku to już niestety normalne. Tylko czemu  przyszło to tak jakoś nagle? Przecież jeszcze pięć lat temu mój organizm był znacznie sprawniejszym mechanizmem.
Wypiję sobie na wieczór ze dwa kielonki pigwówki. Może znieczuli…

wtorek, 1 maja 2018

Najdłuższy weekend od lat czyli dwa w jednym



   Trochę pomedytowałem, co zrobić z pierwszym tygodniem maja, który zawiera aż dwa wolne od pracy dni. Poprzedzielane, co prawda tymi „pracującymi”, jednak aż kusiły, aby wziąć trzy dni urlopu i zafundować sobie 9 wolnych pod rząd. Przyznam, że pewnie gdzieś od pięciu już lat nie miałem aż tak długiego wolnego ze względu na osobiste życiowe sprawy. Ponieważ to już prawie maj a ja wykorzystałem dopiero 1 dzień urlopu i to zaległy to wypisałem wniosek na te trzy dni i zaraz kolejny, także trzydniowy, na moje majowe ryby z kolegami. I oto stanąłem przed dylematem „zagospodarowania” tych 9 cięgiem dni. Ponieważ ostatni z nich to chrzciny małej wnusi to pozostało jeszcze ze sześć, bo pewnie jakiś jeden czy dwa poświęcę na pomoc w przygotowaniach(trzeba być przecież dobrym dziadkiem!).
    O trzech pierwszych mogę już wszystko opowiedzieć. W sobotę z rana(kiedy jeszcze wszyscy w domu smacznie spali) wyskoczyłem do piekarni i mięsnego ogarnąć niezbędne zakupy oraz chleb z żurawiną dla teściowej. Potem w auto i wyjazd na targ po jeszcze cztery kury do planowanej dwudziestki. Trafiłem nieco młodsze(jakieś szesnaście tygodni), od tego samego hodowcy, co brałem poprzednie. A że były tańsze to kupiłem sześć. I tak oto w zagrodzie biega wraz ze starymi prawie trzydziestka. Stare(7 sztuk) znoszą 4 jaja w trzy dni – bez komentarza. Co prawda niedzielna jajecznica smakowała wybornie na skwarkach z podgardla, które zakupiłem na targu na stanowcze żądanie teściowej ale dotąd mam jeszcze wyrzuty sumienia, że dostarczyłem w ten sposób trzy słoiki po dżemie zwierzęcego tłuszczu osobie będącej już w wieku gdzie takich rzeczy w diecie należy zdecydowanie unikać.
   Zacząłem „zabawę” w sobotę po wypakowaniu sześciu nowych na wybieg. Zawsze wtedy muszę się trochę pogapić się na zachowanie reszty stada, które zazwyczaj podporządkowuje sobie „nowe”. Miał być w tej transzy jeszcze kupiony kogut ale za długo chyba spałem bo już się wszystkie sprzedały(może innym razem).  Były za to wśród tej szóstki 2 czarne kurki, które teściowa określiła jako „wroniaki”(i może i coś być na rzeczy bo reszta stada rzeczywiście przyjęła je jakoś szczególnie wrogo). Oprócz obserwacji kur nie mogłem nie zauważyć jabłoni, które oblepione były wprost kwiatami. Nie myślałem, że będzie ich aż tak dużo, kiedy na przedwiośniu próbowałem oszacować ich ilość po obserwacji pąków. Śliwy i grusze już po kwitnieniu. Ilość pszczół, jaka uwijała się przy kwitnących drzewkach też napawa optymizmem na przyszły urodzaj. Orzechy włoskie, chociaż jeszcze nie pylą, też już rozwijają męskie kwiatostany, co również daje nadzieję na (po ubiegłorocznych stratach przymrozkowych) dobry urodzaj. Bób, marchew i buraki ładnie już powschodziły. Wypieliłem je by dać im szansę w wyścigu w chwastami. Odtworzyłem jedną grządkę i posiałem tam ogórki(trochę wcześnie, ale rokowania pogodowe są dobre a tegoroczna wiosna o parę dni wcześniejsza) wiec ryzyko wydaje się być uzasadnione. Jak coś nie wyjdzie to poprawka po piętnastym.
   W niedzielę było spokojniej: więcej przełaziłem i oglądałem niż dokonałem a wieczorna burza zakończyła dzionek. Za to poniedziałek chyba nieźle odczuję w gnatach. Odzyskałem(skopałem) kawałek o wymiarach półtora na pięć metrów, tworząc zagonek, gdzie znajdą się sadzonki czerwonej i białej kapusty. Kłącza perzu, pokrzywy i innych roślin były nadzwyczajnie długie i liczebne. Kopałem widłami amerykańskimi, biorąc nieduże skiby ale i tak uszarpałem się zdrowo(pewnie sił mniej już). Wysiałem nagietki, aksamitki i nasturcje – wszystkie podobno pożyteczne w ogrodzie w walce ze szkodliwymi owadami. Zobaczymy. Wysiałem też kukurydzę cukrową od północnej strony ogórkowych grządek z nadzieją, że też się uda. Pozbierałem z wybiegu dla kur trzy taczki połamanych na pół już spróchniałych patyków różnej grubości i po ich połamaniu na drobne, rozsypałem z myślą o stworzeniu kolejnej grządki. Przesiałem także trzy taczki kompostu, który wykorzystam w dalszych tegorocznych działaniach. Na koniec pod jednym z orzechów włoskich znalazłem roczną siewkę, którą delikatnie wykopałem i przesadziłem w miejsce docelowe. Jak się uda to miałbym kiedyś cztery drzewa tego gatunku(wnuczka się ucieszy bo jak te najmniejsze zaczną owocować mogę już mieć problem z ich jedzeniem – no chyba że blender pomoże). Zapakowałem jeszcze kilka korzeni chrzanu, na które natrafiłem podczas kopania i powrót do domu ostatniego dnia kwietnia, na pierwszego maja(kiedyś ludzie na wsiach sadzili tego dnia ziemniaki by czasem zamanifestować niechęć do obchodzenia święta pracy). Moje pyry czują się dobrze i mają już kilkucentymetrowe kiełki(może w tym roku „se pojem kartoflów”). Trzydzieści stopni dziś było – to raczej niezwykłe na ten czas.