Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

wtorek, 23 września 2014

A pies?



   Mistrzami świata zostaliśmy w tę ostatnią niedzielę.  W siatkówce, w mojej ukochanej siatkówce. W tej, co mi młodość tak wspaniale ułożyła. Bo kiedy wracając z treningów późnymi wieczorami spotykałem na klatce schodowej kolegów z bloku stojących z alpagami i papierosami w dłoniach, zdziwionych, że niby co ja tam widzę w tej siatce. A widziałem, kochałem i marzyłem, że też mogę zostać Skorkiem czy Wójtowiczem.
   I doczekałem się wreszcie mistrzostw świata, tego wielkiego siatkarskiego święta, w moim kraju, podobno wolnym i wspaniałym. I co? I jajco! Bo nie mogło jednak być takiej szczerej, prawdziwej radości. Dlaczego? Bo paru panów postanowiło podzielić te mistrzostwa między siebie i ukręcić na nich swoje prywatne lody i zarobić jeszcze więcej pieniędzy, jakby ich jeszcze mieli mało. Prezes związku siatkówki i właściciel kanału TV zakodowali takim Piotrkom jak ja wspaniałą zabawę. Dali popatrzeć za darmochę na mecz otwarcia by potem zaskoczyć opłatami i ograniczyć dostęp do mistrzostw większości Polakom. I na koniec dobry wujek Bronek występuje w imieniu narodu i prosi biznesmena o odkodowanie finału. By po meczu gadać głupoty, ośmieszając się brakiem elementarnej wiedzy o tym, co przed chwilą przeżył. Podłość, żenada, dziadostwo, prymityw!
   Wszystko jest na sprzedaż? Szkoda. Bo myślałem, że zobaczę jeszcze inne drużyny i innych wspaniałych graczy. Może przesadzam, ale ja się na tym sporcie znam. A tak pozostaje niedosyt i żal. Ale na szczęście jest pilot od telewizora i urna wyborcza – nie zapomnę!
   A pies? A pies wam mordę lizał! Panowie!

środa, 3 września 2014

Bardzo proste coś do jedzenia

Ziemniaki wczorajsze sobie dziś odsmażyłem. Takie wielkie, jak na placki. Niby nic nadzwyczajnego ale były pyszne, bo pokrojone w grube, centymetrowe plastry i zrumienione z obu stron na złoty kolor na czosnkowym maśle. Dla mnie pycha bo bardzo lubię i jedno i drugie. Takie banalne coś wspaniałego. Pewnie można by dodać jeszcze jakiś ziół ale nie zrobiłem tego. Może trochę z lenistwa(drugi dzień urlopu) a może by nie zmarnować - bo wczoraj nie poszły do białego barszczu gdyż rodzina się jakoś porozłaziła po mieście za swoimi sprawami. Fajnie teraz ze mną mają bo jestem w domu i ogarniam. No i trochę się byczę ale pewnie szybko mi się znudzi i poszukam sobie jakieś aktywności.... za tydzień na Mazury!!!