Mają najbardziej
motywujący wpływ na działania człowieka. Przenikają się, zastępują, rzadziej
współistnieją.
Bo czyż obawa o
jutro nie jest motywująca? Czy strach o najbliższych nie wyzwala w ludziach
pokładów nadzwyczajnego wysiłku? Czy lęk przed głodem lub chorobą nie sprawia,
że godzimy się na upokorzenia i pracę poniżej wszelkich norm międzyludzkich czy
stawek wynagrodzeń?
Co dzieje się, gdy
uda się przezwyciężyć już wszelkie obawy, lęki i zagrożenia? Jesteśmy zdrowi,
stabilni ekonomicznie, nic nie spędza snu z powiek i bez obaw możemy patrzeć choćby
w najbliższą przyszłość.
Pojawia się szybko i w
zastępstwie chciwość. Bo jak już jest OK to trzeba się zabezpieczyć przed tym,
co straszyło nas wcześniej, czasem jeszcze całkiem niedawno. Wszak pamięć
ludzka nader krótka jest. I wtedy tworzymy sobie nadmiary, zapasy i nadwyżki. Uważamy, że mamy do tego prawo, bo przecież przeżyliśmy złe okresy strachu, niedoborów i braków.
Po co? Na wszelki wypadek: mnożymy, zbieramy, dodajemy, napełniamy i
akumulujemy. Ponad wszelkie normy i uzasadnione potrzeby. Na dziesięć żyć? Dwadzieścia?
Ale przecież mamy tylko jedno! A ponieważ bilans musi wyjść na zero, to jeśli jeden nazbiera na dziesięć dostatnich żyć, to dziesięciu innych musi przeżyć swoje życia w niedostatku lub marnie.
Myślę, że na świecie
było by trochę lepiej gdyby udało się ograniczyć działanie tych dwóch
czynników. Wszyscy to wiedzą, ale mimo to ani etykom ani kaznodziejom jakiejkolwiek
religii wciąż się nie udaje przekonać słuchających, że to niewłaściwe. Szkoda, bo mam wrażenie, że i chciwości i
strachu przybywa w ludziach. A może komuś kto kreuje opinie czy nastroje, jest na rękę byśmy się bali i byli chciwi?