Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

niedziela, 25 maja 2014

Trawa, króliki….



   Jeszcze kilka dni temu zastanawiałem się, co zrobić ze skoszoną z łączki trawą. Ponieważ poprzednie krycie pięciu króliczych piękności nie dało żadnych rezultatów postanowiłem już niemal na pewno, że skoszoną na łące trawę przeznaczę na kompost pod przyszłoroczne warzywne uprawy a królików już nie będę chować. Jakże pozytywne było moje rozczarowanie, gdy tuż przed wczorajszym wyjazdem na wieś dowiedziałem się, że oto dwie, pokryte poprawkowo w ramach ostatniej szansy, samice wydały na świat potomstwo. Biały samiec nowozelandczyk okazał się jednak zuchem a moja skromna hodowla powiększyła się o kilkanaście królików. Zaskoczenie pomieszało się z radością. To zmieniło moje plany, co do przeznaczenia tegorocznego sianka. A tak w ogóle to narobiłem się podczas wczorajszego koszenia jak nigdy. Upał był nieznośny, a ja zacząłem koszenie po godzinie dziesiątej, gdy rosa już obeschła a źdźbła stały się twardsze i szło to o wiele ciężej. Trawa mimo braku jakiegokolwiek nawożenia wyrosła i tak bardzo bujnie, więc pokosy były dość obfite. Skosiłem ponad dwa tysiące metrów łąki w jakieś pięć godzin wypijając przy tym ponad pięć litrów wody. Myślę, że zakup nowej „wyczynowej” kosy bardzo mi w tym pomógł. Wyczynowa, bo z dziwnie powyginanym, aluminiowym kosiskiem, z dwoma uchwytami z jednej strony. Znów ludziska się będą dziwować. Ale co tam, jakoś poszło i robota zrobiona. Tylko zakwasy dziś niemałe. Może po pięćdziesiątce powinno się już trochę odpuścić albo zmechanizować tę czynność. Póki sił starcza, to jeszcze nie, bo pewnie nie zauważyłbym wtedy polującego jastrzębia czy przelatującego bociana.
    Na moich kompostowych grządkach widać duże postępy we wzroście warzyw. Kartofelki wiodą prym. Byłoby pewnie jeszcze lepiej gdyby deszczu padało więcej. Próbowałem nadrobić wczoraj trochę te wodne niedobory wylewając ponad dwieście litrów wody ogrzanej na słońcu i zaniesionej pracowicie kilkadziesiąt metrów w konewkach. Pomidory i papryka ruszyły wreszcie pod folią po prawie dwutygodniowym zastoju wynikłym z przesadzania. Ogórki wzeszły równomiernie pod folią i w plenerze. Widać ciepło jest teraz wszędzie. Posklejałem folię, którą porozdzierały ostatnie wichury zapakowałem trochę jaj do sprzedaży i wyruszyłem do miasta. I znów z bajecznego świata natury wróciłem do rzeczywistości……

wtorek, 20 maja 2014

Wybory



   „Leoś tylko nie o polityce!”. Taki oto cytat funkcjonuje w rodzinnych opowieściach. I pojawia się zawsze, gdy podczas rodzinnych spotkań rozmowa ma za chwilę zejść na ten właśnie temat. To taki rodzaj buforu, który zabezpiecza przed mogącymi za chwilę nastąpić podziałami czy wywołać wśród zgromadzonych kłótnie lub animozje. Poglądy każdy jakieś tam ma i trudno czasem innych do swoich przekonać. Zawsze jednak zdarzy się jakaś jednostka, która w swoim mniemaniu czuje, że to ona właśnie powinna nawracać zbłąkane politycznie owieczki.
   Wstęp nieco przydługi mi wyszedł, ale tak po prawdzie to o zbliżających się wyborach chciałem napisać. A właściwie o banerach, plakatach wyborczych i powierzchniach reklamowych, jakie one zajmują. Chyba trzeba by nie wychodzić z domu, nie słuchać radia i telewizji by nie poczuć natrętnej wyborczej agitacji. Blisko jedna trzecia posłów dzisiejszego sejmu poczuła wolę reprezentowania Polaków w europarlamencie. Szczęściarze z nas! Będzie ostra selekcja i dostaną się najlepsi z korzyścią dla nas wszystkich!? A ja myślę, że tu chodzi raczej o różnicę w comiesięcznych przelewach za „służbę narodowi” między sejmem krajowym a tym brukselskim. I o sposób na łatwe zarabianie na dostatnie życie i również nietykalność.
   Widząc ogromne powierzchnie reklamowe zajęte przez oblicza, co po niektórych kandydatów, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że oto w najbliższą niedzielę rozstrzygnie się  swoisty konkurs piękności na eurocelebrytoposłów. I okaże się, którzy z nich nażrą się do syta z przepełnionego do bólu eurokoryta. No bo przecież zakup ogromnych i drogich powierzchni reklamowych to nic innego jak inwestycja w przyszłość, ale nie Polski  czy Polaków, ale w tę prywatną i osobistą eurokandydatów. ŻENADA!!!!
   Na szczęście wybory nie są obowiązkowe i póki żandarmi nie doprowadzą mnie do urny wyborczej siłą, skorzystam ze swego prawa nie uczestniczenia w tym konkursie kłamstwa i obietnic.
PS: Mój kandydat jeszcze się nie narodził, ale nie tracę nadziei! Bo dla takich chwil warto trwać!

niedziela, 18 maja 2014

Szkoda…..



   …liczenie strat, w owocowaniu porzeczek i agrestu w maju, wydaje się być mocno przedwczesne. Ale widok, jaki zastałem podczas zeszłotygodniowej eskapady na wieś, nie pozwala mi na powiedzenie niczego dobrego. Wiedziałem, że ta wiosna, choć tak wyczekiwana, przychodzi za wcześnie! Na krzewach owocków jak na lekarstwo – może ze dwa procent tego, co w latach poprzednich. A przecież czarna porzeczka zawsze wydawała się najbardziej niezawodna i odporna. Agrest tak samo. Czary goryczy dopełniał widok czarnych od mrozu(było minus 7 stopni) młodych pędów orzechów włoskich. Szkoda! Jabłonie chyba obroniły część zawiązków, albo za wcześnie jeszcze na oceny. Gruszki też bardzo słabo, trochę lepiej śliwy. Krzew winorośli - dramat!
   Pocieszam się widokiem ziemniaków, które wzeszły w komplecie, warzywami w gruncie i folii oraz dyniami i cukinią. Tylko, co to za porównanie smaków ziemniaka i agrestu? Albo buraka z czarną porzeczką? Pewnie tylko malin da się pojeść, jak co roku, ale te są późne, więc żadna to sztuka. Posiałem ogórki w gruncie i folii tego samego dnia. Więc będzie dobrze widać różnicę w plonie i szybkości wzrostu tych roślin.
   Jest bardzo zielono i w nadchodzącym, zapowiadanym jako bardzo ciepły, tygodniu wszystko wybuchnie jeszcze bardziej. Trawa na łące, choć nie zasilana w tym roku nawozem, rośnie i tak bardzo bujnie. Pewnie za dwa tygodnie trzeba będzie myśleć o koszeniu. Tylko, co zrobię z tym sianem, bo los królików już raczej przesądzony. Szkoda by zgniło i zostało zużyte na ewentualną ściółkę. Chociaż może trzeba bardziej postawić na uprawę roślin. Tyle, że na wegetarianizm jeszcze nie jestem gotowy. Za bardzo lubię potrawy z mięs.
   Kury jakby spuściły z tonu. I po przedświątecznym szczycie nieśności raczej nie przekraczają 40 jaj dziennie, wywołując tym samym rozczarowanie na twarzach kupujących, znajomych osób. Zdarza się reglamentacja jaj. Ale tak to z nimi już jest. Będzie coraz cieplej a jak przyjdą letnie upały będzie z jajkami jeszcze słabiej. Pewnie część zacznie się pierzyć i by utrzymać poziom „produkcji” trzeba będzie odmłodzić stadko. Czyli chcąc nie chcąc trzeba będzie znów planować.