Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

czwartek, 23 września 2021

Hm…

 

   Osiem miesięcy przerwy…. Dużo się wydarzyło… Od czego zacząć?

   Przechorowałem, nie szczepię się – i tyle o tym. Oberwałem zdrowotnie i będę chodził w maseczce aż ogłoszą, że przez tydzień nie było żadnego nowego przypadku zachorowania. Dbam o siebie, trochę egoistycznie. Dużo chodzę – 200-300 kilometrów miesięcznie – może to mnie trzyma w niezłej kondycji. Do działki nie mam siły. Pozbierałem cebulę, czosnek i trochę marchewki i cukinii i tyle. Walkę z zielskiem i trawą przegrałem w tym roku i ledwo jeden raz skosiłem wszystko. Sarny pożywiły się w tym roku moimi warzywami. Jabłka zjadło robactwo a gruszki szerszenie. Tylko aronię, bardzo okazałą w tym roku, zebraliśmy i porozdawaliśmy po rodzinie. Z jednego krzaka było chyba z 15 kilo.

    W pracy kocioł – robota nie do przerobienia. Zacząłem się mniej przejmować; niech młodsi się wykazują bo nie mam już siły do walki z betonem i ich skostniałymi nawykami(czytaj: lenistwem). Brak wiedzy i niechęć do roboty działa na mnie odpychająco. Z resztą jestem już pod ochroną i mogą mnie… A może to jesienna nostalgia mnie dopadła? Może… Ale znajduję uspokojenie: jak wybija godzina końca pracy, wychodzę i idę 8 kilometrów do domu przez most na Wiśle i wzdłuż wiślanych bulwarów mijając parki i ciesząc oko zielenią i przestrzenią. Półtorej godziny relaksu to jest to!

   W tak zwanym międzyczasie druga córka wyszła za mąż i mam już dwóch fajnych zięciów a na obiedzie, wraz z wnuczkami, jest już nas niezła gromadka. Fajnie!

   Zrewidowałem swoje plany a marzenia zredukowałem właściwie do zera. Trochę mi teraz lżej ale i tak od czasu do czasu coś się w głowie „odklei”… i podrywa mnie do lotu…

   Tyle na razie. Może będzie więcej czasu w te długie wieczory na poczytanie i może napisanie czegoś więcej…

PS: Wygląda to powyżej trochę chaotycznie ale takie są chyba teraz moje emocje....

niedziela, 10 stycznia 2021

A może "Powrót"

 

   Długo myślałem nad tytułem tego wpisu: może „Powrót”?

   Po tak długim czasie braku aktywności aż mi trochę głupio i nie wiadomo jak zacząć. Jakbym wracał do tego miejsca po latach… To może zacznę od lata 2020 bo w sierpniu napisałem coś ostatni raz i film się urwał a przecież... żyję.

   Zakończyliśmy nasz ogólnopolski cykl szkoleń i nie bez satysfakcji stwierdzam, że nasze gadanie nie poszło całkiem na marne. Co prawda moja branża w tej chwili zalicza kolejny „lockdown” ale może za kilka dni wróci wszystko do normy. W każdym razie rozwijamy się cały czas i teraz idziemy bardziej w kierunku jakości niż ilości oczywiście cały czas licząc pieniądze i próbując zoptymalizować cały ten biznes. Ale o pracy już dość, bo szczerze mówiąc chciałbym już być emerytem ale do tego potrzebuję przeżyć jeszcze cztery wiosny co w czasach pandemii nie jest wcale takie pewne i oczywiste. W ramach wykonywania swoich zawodowych obowiązków(a może i gdzie indziej) zaraziłem się i  zachorowałem na covid. Ale szczęśliwie mam to już za sobą i teraz jako tzw. ozdrowieniec mam ostanie miejsce w kolejce do szczepień. Nie zamierzam napisać więcej  ani słowa o tym jak to u mnie przebiegało ale szczęście mi dopisało, przeżyłem i mogę teraz tu pisać. Skoro autorytety od wirusologii i medycyny nie są zgodne w tym temacie to mnie maluczkiemu tym bardziej nie wypada się mądrzyć.

   W życiu osobistym działo się a jakże: w październiku zostałem dziadkiem po raz drugi i mam już dwie śliczne wnuczki do kochania. Nie ukrywam, że z perspektywy człowieka, który przeżył ponad 60 lat na naszej ziemi i wie jak szybko i bardzo w tym czasie się nasz świat zmienił(niekoniecznie zawsze na dobre) z troską myślę o przyszłym życiu tych kochanych dzieciaków. Ale jak pomyślę, że sam urodziłem się ledwie kilkanaście lat po straszliwej światowej wojnie  to może nie będzie aż tak źle. Chciałbym móc jak najdłużej być z tymi dzieciakami na tym świecie i zaświadczać prawdziwą historią własnego żywota pewne wydarzenia, tak by mogły znać rzeczywistość nie tylko z informacji czerpanych z przeglądarek internetowych. Może się uda…

   Na działce byłem przed samą chorobą po połowie października a teraz przed świętami i w drugim dniu świąt. Nic nie robiłem bo po chorobie określiłem mój stan fizyczny jako kondycyjne „zero”. Powoli wracam już do lepszej kondycji ale do stanu z przed jeszcze daleko. Na razie coraz dłuższe spacery(z których wracam spocony jak przysłowiowa mysz) albo ćwiczenia w domu. Mam nadzieję, że do wiosny będzie już OK tym bardziej, że mam plany dotyczące rozwoju działki i własne siły będą tu niezbędne. Plony ubiegłoroczne zostały już skonsumowane w całości co nie było trudne ze względu na moją skłonność do dzielenia się z bliźnimi. Cebula, której jak myślałem było wyjątkowo dużo pozostała już tylko wspomnieniem. Wniosek jest taki, że w głowie już wynajduję sobie miejsca gdzie w ostatnich latach nie było uprawianych cebulowatych żeby zwiększyć tegoroczną powierzchnię grządek. Dyń nikt już nie chciał więc z pozostałych wyjąłem tylko pestki a reszta poszła jako pasza dla kilku starych kur. Mam sentyment do uprawy tej rośliny ale nie wiem czy w tym roku nie pójdę właśnie w stronę pestek niż miąższu bo od lat są duże nadwyżki. Dowiedziałem się także, że dynie są przysmakiem jeży, które potrafią wyjeść sprytnie całe wnętrze dojrzałych już owoców przed samymi zbiorami. Nie będę także już próbował uprawiać dyń piżmowych, które ze względu na długi okres wegetacji nie dojrzewają na mojej działce. Czosnek zdążyłem posadzić przed samą chorobą a także szalotkę, której trochę, wielkości dymki zebrałem z wysianych wiosną nasion. Podobno uprawa ozima jest możliwa o czym przekonam się może wczesnym latem. Podczas mojego świątecznego pobytu widać było już wystający z ziemi zielony szczypior więc pościółkowałem ten kawałek grządki a także ten z zasadzonym czosnkiem. Fasoli „jasia” zebrałem tyle, że wystarczyło ledwie na jeden raz „po bretońsku” i reszta czeka w torebce na wiosenny siew. Może ten rok okaże się łaskawszy i obfitszy w opady i plony. Zakupiłem wczoraj cztery paczuszki nasion: porów, selerów i kapusty białej i czerwonej. Z tego zestawu w ubiegłym roku najlepiej udały się selery. Przed świętami wykopałem ostatnich 20 sztuk i właściwie sam zjadłem wszystkie w postaci surówek z jabłkiem i odrobiną rodzynek. Pory były mizerne i niewiele a kapusty ledwie kilka główek nadawało się do kuchni, resztę zdziobały kury jako późnojesienną witaminę.

   Wszedłem już tym swoim pisaniem na drugą stronę „worda” więc czas kończyć bo niewiele osób zechce pewnie czytać taki długi tekst. Mam nadzieję, że życie i sytuacja będzie się stabilizować i wracać do norm sprzed pandemii. Mam także nadzieję, że ludzkość wyciągnie z tego dobre wnioski i spowolni swój rozpędzony rozwój ukierunkowując go na te, pożyteczne dla wszystkich tory.

  Dobrego roku 2021 i pięknego niezniszczonego świata życzę… i słońca i wody, tak w sam raz.