Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

niedziela, 22 kwietnia 2018

Dzień Ziemi



   Otworzyłem dziś net i przeglądarka przypomniała mi, że jak co roku nadszedł ten dzień. Oczywiście kliknąłem, obejrzałem i wysłuchałem. Oczywistych oczywistości nie zamierzam tu cytować. Ale jeden nasuwa mi się tylko wniosek: mimo narastającej świadomości, że nasza planeta należy do nas wszystkich, wciąż ktoś goniąc za władzą i zyskiem demoluje tę niezwykle czułą strukturę tworząc i inwestując bez opamiętania oraz oglądania się na przyszłe skutki swej działalności. Tyle tytułem wstępu.
   A zaraz przyszło takie oto skojarzenie:
Kury młode kupiłem w poprzednią sobotę na targu a wczoraj dokupiłem jeszcze 10 do kompletu. Trochę na raty, bo albo brak wystarczającej gotówki albo zajęty bagażnik samochodu innymi rzeczami ograniczały jednorazową formę transakcji. Aby dojechać na targ muszę zjechać z wspaniałej ekspresowej drogi na te, które z głównych w przeszłości stały się teraz lokalnymi. I jak to ze zjazdami i objazdami bywa jedzie człowiek przez tereny, których nie widywał od lat. A tu niespodzianka: w polach, przy lasach powstały prawdziwe fabryki. Nazw zagranicznych firm odczytanych z szyldów wymieniał nie będę, ale wielkość przedsiębiorstw imponuje. Oczywiście odbywa się to na polskiej ziemi i być może poprzedni właściciel jest już teraz milionerem a okoliczni mieszkańcy znajdą pracę. Można powiedzieć wszyscy zadowoleni. Na razie tak. W miastach ceny ziemi są już tak horrendalnie wysokie, że nawet renomowane koncerny wymiękają więc budują takie biznesy w pobliżu dobrych dróg gdzie kawał ziemi jest dużo tańszy. Polak wykona swą pracę taniej jak pracownik z zachodu(a jak już będzie za drogi to jest przecież jeszcze Azja) a środowisko pewnie czas jakiś jeszcze wytrzyma, bo przecież te fabryki wieczne nie będą.
   A na działce podczas sobotnich pobytów wiele nie dokonałem. Wydobyłem trochę gliny z dołka na łące, lepiąc kulę, którą pozostawiłem do wyschnięcia. Popatrzyłem na rozkwit owocowych drzew, wschodzący bób, słoneczniki, marchew i buraki. Podziwiałem rosnący w oczach szczypior dymki oraz uwijające się zapylające owady na porzeczkach i agreście. Sporo też czasu spędziłem na obserwacji stadka kur i ich zachowań wobec nowo przybyłych a zwłaszcza ustalania hierarchii w dostępie do żarcia (Orwell i Zwierzęcy folwark zaraz mi się skojarzył).
Ludzie zachowują wobec naszej Ziemi całkiem jak te kury.

niedziela, 8 kwietnia 2018

Wiosna przyszła. Na pewno!



   Gdy postanowiłem(zdopingowany bardzo optymistycznymi prognozami pogody), że pojadę na dwa weekendowe dni na wieś, to czekałem już tylko końca piątkowej pracy jak uczniak w szkole na dzwonek kończący ostatnią lekcję. A kiedy już założyłem lżejszą, nie zimową kurtkę, podniosłem w górę triumfalnie ręce i wydałem z siebie ciche „hurra”. Małe zakupy w markecie zaraz po pracy(w sobotę nie będę chciał tracić na to czasu) coś posprzątałem i przyszykowałem na nazajutrz i szybko spać, bo pogoda zapewniona, więc start od samego sobotniego poranka. Byłem na miejscu grubo przed południem i przywiozłem jeszcze tylko z benzynowej stacji butlę gazu dla teściowej przy okazji opłukując zakurzony miejskim pyłem samochód. Szybkie przebranie w działkowy ubiór i naprzód!!
   Planujemy odmłodzić stadko kur, bo z tych ośmiu pozostałych weteranek zdarza się od jednego do trzech jajek dziennie(o tej porze roku to raczej dramat), więc czas na nie jest już najwyższy, bo spasione są nadzwyczajnie. Aż strach pomyśleć o wielkości oczek, jakie będą na rosole!. Brr! Zacząłem, więc od kurnika, wywożąc stamtąd na grządki ze trzydzieści kopiastych taczek prawdziwego „złota”. Wcale nie przesadzam w tym stwierdzeniu, bo najniższe warstwy kurzego obornika to była czysta próchnica(nie był wywożony już dawno). Pryzmy podniosły się znacznie i będą już gotowe pod późniejsze uprawy. Miałem rzeczywiście tego towaru pod dostatkiem i utworzyłem jeszcze dwie nowe, mniejsze pryzmy pod tegoroczne ogórki i dynie. Poruszyłem trochę ziemię pod dawnym foliakiem i tam wysiałem: bób, buraczki, marchew i wysadziłem dymkę. Na granicy działki sąsiada w bruździe, która stanowić ma miedzę posiałem słoneczniki. Nawet jak nie zbiorę żadnego nie będę płakał, bo zależy mi bardziej na uzyskaniu dużej ilości suchej masy do przekompostowania niż na pestkach(o walorach estetycznych nie wspominam). Pogłębiłem także dołek na łące, który, mam nadzieję, stanie się kiedyś zbiorniczkiem na nadprogramową deszczówkę. Na razie ilość wilgoci w glebie jest na tyle duża, że sześćdziesięciocentymetrowej głębokości, wypełnia się w ciągu doby świeżo napływającą wodą. Po tej robocie kolacyjka i trzy szybkie drinki. Niestety nie mam już za bardzo z kim się nawet napić, bo teściowa jest osobą wiekową a szwagierka po niedawnej operacji także już w abstynencji. Aż zaczynam się bać o stan finansów naszego kraju. Naród albo już nie może albo się cywilizuje albo szkoda forsy. Poszedłem spać lekko „znieczulony”. Poszło mi na zdrowie, bo poza zakwasami i lekkimi bólami stawów, nic mi niedzielnego poranka nie dolegało. Chciałem jeszcze w niedzielę coś porobić, ale teściowa a właściwie jej religijne przekonania spowodowały, że dziś tylko udałem się po śniadaniu do lasu sprawdzić czy nie stoi tam woda. I jeszcze przesadziłem dwa floksy zacieniane przez rosnący świerk w lepsze dla ich wegetacji miejsca mnożąc je przy okazji do ilości sztuk trzech. Szwagierka postanowiła też zmienić nieco krajobraz podwórka planując likwidację otoczonego kamieniami klombu. Powiedziała, że wysiało się tam trochę leszczyny i jeśli chcę ją uratować to chwila jest ostateczna. Pozyskałem w ten sposób jeszcze dziesięć siewek, które tymczasowo znalazły miejsce na łące. Jak przeżyją do jesieni( a szanse mają duże) to powiększę jeszcze ilość leszczynowych krzewów.
   Chciałem zrobić trochę wiosennych zdjęć, lecz ilość zajęć oraz kłębiące się w mej głowie myśli i plany spowodowały, że zrobię je może za tydzień, gdy oznaki jej nadejścia będą jeszcze bardziej w przyrodzie widoczne. Na jednej z ubiegłorocznych grządek wykiełkował czosnek, którego główek nie udało mi się w zeszłym roku odnaleźć. Mimo, że trochę zdziczały smakiem pewnie nie będzie odbiegał od tego uprawianego z pietyzmem. Wypieliłem go tylko by zwiększyć jego szanse.
   Czyli teraz mała przerwa na pracę zawodową(aż pięć dni!!!) a za tydzień powtórka z rozrywki.
Hurra!
Urodziłem się wiosną, więc może stąd ten mój optymizm zawsze o tej porze roku.
Natura?