Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

sobota, 9 maja 2020

Doigrałem się…


… rwy kulszowej. Dopadła mnie z taką siłą jakiej jeszcze nie było. Sam sobie jestem winien ale nie myślałem, że aż tak mnie pokarze. A wszystko przez tę covidową francę. Nie dość, że po zimie człek i tak ogólnie osłabiony a fizycznie całkiem do kitu(z braku wykonywania w miesiącach minionych prac cięższych) to jeszcze z powodu pandemii zamknęli nas w domach na całe długie tygodnie i kazali zdalnie pracować. To oznacza bezruch totalny. Przecież w mieszkaniu trudno jest zrobić dziennie, zalecane dla podtrzymania formy, sześć tysięcy kroków. A majówka skusiła głuptaska(mnie) pachnącymi kwiatami jabłoni i terminami siewów właściwie wszystkiego na raz. Poszarpałem się z kłączami pokrzyw, które wlazły mi w permakulturowe zagony, które chciałem przygotować pod siew tego i owego. I kłopot gotowy. Po sobotnich harcach poległem całkiem na trzy kolejne dni biorąc dla zdrowotności zaległy urlop. Potem, w środę, rotacyjnie(by nie zagęszczać nadmiernie biur ludźmi – pracuje tylko co drugi) udałem się do pracy z całym tym komputerowym majdanem jaki miałem w domu. Osiem godzin przy biurku, przez kolejne trzy dni, przy intensywnym wciąż bólu nie było fajne. W piątek znów zwijanie bambetli bo nadchodzący tydzień rotacyjnie – tym razem w domu. Niezła kołomyja ale przynajmniej coś działać zaczęło więc nie ma już beznadziejnego „mieszania powietrza”. Ale ten weekend już stracony, niestety.
   W majówkę posiałem jednak buraki, marchew, kukurydzę słoneczniki i kwiaty(nagietki i margarytki). Posadziłem piętnaście pomidorów koktajlowych(zbyt duże już były do trzymania w domu). Wzeszły kapusty, trzech odmian a dymka zaznaczyła wybijającym zielonym szczypiorkiem rządki – nawet równe(w końcu pod sznurek sadzona była). Deszczu trochę poszło to może coś z tej roboty będzie. Pogapiłem się na kwitnące jabłonie ale pszczół znów mniej jak rok temu. Kilka trzmieli kręciło się pomiędzy gałęziami oblepionymi kwiatami. Dymki będę miał z dziesięć rządków a że gęsto była posadzona to będę już w czerwcu przerywał na zielony szczypior. I buraków czerwonych też jakoś więcej mi się wysiało - może nie zabraknie.
   Oczywiście jak każdy również czekam, jeśli nie na zakończenie, to choćby na uspokojenie i wyciszenie pandemii. Pewnie historia pokaże czy cała ta ogólnoświatowa gra z tym wirusem związana była rzeczywiście zasadna. Znalazłem gdzieś w sieci opracowanie na temat ilości zgonów w tym okresie w kilku dużych polskich miastach i tegoroczne statystyki nie odbiegają od norm z lat poprzednich. Czas pokaże kto miał rację albo który kraj ma po prostu solidną służbę zdrowia i realnie dba o swoich obywateli…
    Chleb piekę od tygodni i za każdym razem jest lepszy. Czy to zasługa dojrzałego zakwasu czy może wprawy piekarza?