Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

wtorek, 29 stycznia 2019

Rok temu…

… postanowiłem zawalczyć o własne zdrowie poprzez ograniczenie wagi. Obiecywałem sobie tracić tylko 100 gramów dziennie(w moim przypadku to ledwie promil), zastrzegając od razu, że i 50 gramów dziennie też będzie OK. I co? I nic. Pierwszego styczna tego roku ważyłem dokładnie tyle samo, co rok wcześniej, kiedy zaczynałem tę „zabawę” i jest to o wiele za dużo. Tak gdzieś do maja prowadziłem nawet excelowy pliczek, w którym zapisywałem codzienną wagę. Przez jakieś trzy, cztery miesiące mnie to motywowało jak widziałem na wykresie spadającą krzywą. Na początku spadek był imponująco stromy, by potem z każdym dniem przybliżać się do linii poziomej. Potem, nie wiedzieć jak i kiedy wróciłem do początku.
   Nadal odczuwam jeszcze poświąteczne zapasy, odłożone tu i ówdzie. Teraz, nawet bardziej niż rok temu mi to przeszkadza. Wiem chyba, co zrobić by to zniwelować ale i tak kończy się to na teorii a w praktyce dominują węglowodany, tłuszczyki i mięsa. Bo szybciej i wygodniej a i na dwa lub trzy dni można od razu naszykować. Zgroza. W pracy też człowiek przymurowany do biurka więc spalanie kalorii mocno ograniczone. Jednym słowem kicha!.
   Wypadałoby na koniec coś postanowić w tym temacie, obiecać sobie, w dodatku publicznie. Ale jak to zrealizować, kiedy nawyki kulinarne tak silnie ugruntowane?
   Może od jutra? Bo dziś jeszcze kupując rano chleb codzienny „nagrodziłem" się drożdżówką… miłe panie z piekarni zawsze coś dodatkowego proponują(właściwie powinienem ich nie lubić - w końcu nie pomagają mi).
   Utopia? Bezmyślność, może uzależnienie? A może pokutuje wciąż w umyśle widok, z młodości, pustych sklepowych półek albo syndrom kartkowy? A może zapachy kulinarne odurzają?
   Pewnie wszystko po trochu. Ale jak nie zrobię czegoś z tym to będzie źle – to wiem na pewno.

Działko tylko w tobie nadzieja!!!!
Aby do wiosny?

PS: Z domu lepiej nie wychodzić, bo rano smog i wieczorem też, że aż w gardle drapie albo głowa boli. Przeszło by się może ze dwa przystanki ale korek na całej ulicy a dodatkowy smród spalanej benzyny i ropy jeszcze pogarsza sytuację. Skutki CYWILIZACJI.

wtorek, 1 stycznia 2019

2018 – podsumowanie



   Skończył się już ten rok. „To był rok, dobry rok…” – można by w największym skrócie powiedzieć o nim, używając cytatu z popularnej w tych dniach piosenki.
   W pracy było spokojnie: nowe tematy wprowadzane rozważnie i bez zbędnego pośpiechu. Dotychczasowe działania nadzwyczaj efektywne, sprawiły, że uzyskaliśmy rekordowy wynik finansowy(może przełoży się to również na premię roczną). Gdy wyniki dobre to i spokój w robocie zapewniony – „góra” nie ma się do czego przyczepić.
   W rodzinie duuuuuża stabilizacja: obie córki już na swoim. Starsza kupiła wreszcie własne upragnione „M”, w dodatku niedaleko nas(drobne remonty i urządzanie spowodowały moją dłuższą nieobecność na blogu). Jak mówi holenderskie przysłowie: Dzieci powinny mieszkać w takiej odległości od rodziców by nie było widać dymu z komina. Na szczęście w wielkomiejskiej zabudowie to nie grozi. Zostaliśmy teraz z żoną sami w mieszkaniu, które przez całe nasze dotychczasowe życie było za ciasne a teraz wydaje się być luksusowym apartamentem. Musimy trochę ochłonąć i oswoić się z tą sytuacją, choć żona ma już pewne pomysły zmian i remontów, ale ja na razie nie mam ta to najmniejszej ochoty a także nadmiaru pieniędzy. Wnusia rośnie wspaniale i opanowała już sztukę samodzielnego chodzenia. Jest zdrowiutka, uśmiechnięta i zapewne szczęśliwa. My cieszymy się każdym spotkaniem z nią. Myślałem, że spokojnie przyjmę to swoje "dziadkowanie " lecz ostatnio córka uświadomiła mi, że mała ma teraz 90 procent ubrań od dziadka(dumny jestem z tego trochę ale czy poprzestanę? Może i jest jakiś rozsądniejszy sposób wydawania forsy ale na razie go nie widzę).
   Na działce mimo tegorocznych sukcesów i porażek, wciąż odczuwam niedosyt, że można by zrobić coś więcej albo lepiej. Nie planuję niczego tak na sto procent, bo wiem, że znów z braku wystarczającej ilości czasu może być problem z realizacją. Zatem będzie, jak co roku spontanicznie i trochę chaotycznie. Może jak już będę na emeryturze a sił starczy to uda się coś więcej tam poukładać. Ale na razie cieszę się tym niezamierzonym bałaganem, w którym natura ma wciąż dużo do powiedzenia ku mojej uciesze.
   Szósty krzyżyk strzeli mi w tym roku. Postaram się dowieźć własne zdrowie w nie gorszym od obecnego stanie do lat następnych. Mam nadzieję, że się uda, choć wiem, że życie to codzienna loteria i marzenia nie zawsze się spełniają.
   Życzę wszystkim, którzy zaglądają tu czasem, dobrego roku, by spełniały się marzenia…..