Zapowiedzi rządu na
temat utworzenia rezerwy demograficznej z reszty środków z OFE, których poprzednikom
już nie wypadało zagarnąć, nie wprawiły mnie w dobry nastrój. Zabiorą resztę z drugiego
filara. Szkoda, bo trochę sobie obiecywałem z tej części składki na przyszłość.
Nie dość, że będzie się kiedyś starym to jeszcze dziadem kompletnym. Nie liczyłem
nigdy, od początku naszej emerytalnej z 1999 roku „pieriestojki”, na starość w egzotycznych
kurortach, ale chociaż na dach nad głową i jakąś strawę.
Drugą z przepowiedni jest ta zasłyszana z ust ministra,
o arystokratycznie brzmiącym nazwisku, od zdrowia(!?). Zreformują nam system
tak, że wszyscy umrzemy zapewne znacznie przed czasem w kolejce do specjalisty
nie doczekawszy wizyty.
Doszedłem do
wniosku, że jedyną szansą dla ludzi mojego pokolenia i o podobnym statusie
materialnym(bogacze umrą prawdopodobnie nieco później i bardziej komfortowo)
jest dbanie o samych siebie. I to takie kompletne, rozważne i przemyślane. Począwszy
od tego, co kupujemy, zjadamy i pijemy. Niesłychanie ważnym wydaje się też być
dbanie o własną sprawność fizyczną i umysłową. Dobra i umiarkowana dieta plus
ruch na ile to możliwe i szanse na przetrwanie rosną zdecydowanie.
PS: Od miesiąca dojeżdżam do pracy autobusem miejskim. Może
nie wychodzi taniej(na razie nie mam jeszcze biletu miesięcznego), ale trzeba
dojść kawałek pieszo. W trzecim wariancie ( tak, tak mam aż trzy możliwe)
podróży trzeba dojść aż dwa przystanki.
BEZCENNE!
Może w tym nadzieja?