Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

niedziela, 19 kwietnia 2020

Wyszedłem….


… z domu po ponad czterech tygodniach. Wyrwałem się wreszcie na działkę. To nie było tak, że nie wychodziłem przez ten czas wcale ale bardzo rzadko i tylko wtedy gdy musiałem. Wczoraj, brawurowo wybrałem się na wieś, nawet bardzo nie przejmując się ograniczeniami. Przeszedłem tylko do samochodu w maseczce a potem jeszcze w sklepach jej używałem. Moja opinia o niej nie jest dobra – bolały mnie od gumek uszy(myślę, że po zakończeniu epidemii ilość osób z odstającymi znacznie wzrośnie).  Po drodze wstąpiłem do sklepu ogrodniczego i po wystaniu w kolejce wszedłem by kupić dymkę do sadzenia(już się bałem, że nie będę miał w tym roku cebuli). Po drodze w wiejskim sklepie kupiłem też ziemniaków do posadzenia. Po przyjeździe zrobiliśmy jeszcze ze szwagierką niezbędne, wielkogabarytowo-wagowe zakupy w miejskim markecie i mogłem wreszcie rozpocząć zapasy z glebą. Jak przystało na pięciotygodniową nieobecność nie wiedziałem w co ręce włożyć. Ale na szczęście miałem określony plan: posadzić ziemniaki, dymkę, posiać marchew i kapusty na rozsadę. I podlać!!! Plan wykonałem ale ból wszystkich mięśni i kości czuję do teraz. Miałem jeszcze wziąć trochę kompostowej ziemi do pikowania domowych siewek ale nie zdążyłem już jej przesiać więc zrobię to za tydzień.
   Ziemniaków do sadzenia miałem dwie odmiany: prawie czerwone, smaczne, które kupowałem przy okazji przejazdu w powyższym sklepie oraz jakieś białe, które wybrałem w markecie zwracając uwagę by miały już kiełki. Dymki kupiłem ¾ kilo a że była bardzo drobna więc musiałem „dorobić” na szybko trzyrzędowy zagonek. Pomiędzy, z pietyzmem i dokładnością posadzone dymki, wsiałem niestarannie marchew, nauczony ubiegłorocznym doświadczeniem, że obie rośliny wzajemnie się wspierają i chronią nie konkurując przy tym pokarmowo.  Chodzi mi głównie o cebulę bo marchwi w ubiegłym roku, ze względu na suszę, właściwie nie zebrałem. Na niewielkim kawałku grządki wysiałem trzy odmiany kapusty. W domu ładnie rosną, przepikowane już selery i pomidory koktajlowe. Papryka słodka i chili jeszcze czekają na przesadzenie. Próba wyhodowania rozsady porów nie wyszła zupełnie, podobnie jak cebuli z własnych nasion. Czosnek posadzony jesienią rośnie nieźle i tylko z pięć sztuk skubnęły sarny(przeciwwirusowo czy co?). Na śliwkach widziałem już kilka kwiatów ale reszta drzewek i krzewów owocowych jeszcze w pąkach. Wykopałem, przy okazji szykowania miejsca pod rozsadę kapusty, z dziesięć ostatnich porów i już nie mogę się doczekać porowej zupy krem.
   Nikt nie wie jak długo potrwa to wirusowe szaleństwo ale pewnie przyjdzie nam żyć jeszcze przez jakiś czas inaczej(z maską „kagańcem” na gębie). Mam nadzieję, że nie będę musiał zrezygnować z działki bo po wczorajszym wyjeździe, przez te parę godzin, mimo dzisiejszego bólu w gnatach poczułem się od tygodni szczęśliwym człowiekiem.
PS: Zjadam codziennie dwie cebule i dwa ząbki czosnku. Skoro ten drugi jest ponoć dobry na wampiry to czemu nie mógłby odstraszać wirusa? A coraz więcej zieleni na parapecie napawa mnie nadzieją...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz