Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

niedziela, 21 stycznia 2018

Zima i szczekanie saren

Śniegu spadło tyle, że musiałem odgarnąć wjazd do działki. Potem jeszcze trochę na podwórku bo w niedzielę wnuki zjadą do teściowej(babci) i trzeba było zrobić miejsce choć na trzy auta. Było prze chwilę nawet przejaśnienie więc pomyślałem, że pstryknę parę zimowych pejzaży. Ale zanim wstałem od stołu po zwyczajowym śniadaniu zaczął padać śnieg i tylko takie obrazki udało mi się utrwalić. Kolorów brak.
                                                                                         Widok na pola i las
   Widok z końca działki. Niestety padający śnieg uczynił ten obraz jeszcze bardziej smętnym niż w rzeczywistości. Wygląda jakby świat był uśpiony. Flora pewnie bardziej jak fauna jak się okazało w dalszej części leśnego spaceru.
Ulubiona sosna 
   Mam swoją ulubioną sosnę. Pewnie ma już kilkanaście lat i rośnie od sadzonki, którą przyniosłem z lasu. Ma już gruby pień przy ziemi i na tyle solidne gałęzie, że włażę na nią czasem(nie wiem czy zechcę wyrosnąć kiedykolwiek z tej chłopięcej umiejętności). Jest trochę asymetryczna bo z lewej jest zachód i wolna przestrzeń a z prawej, od wschodu ocienia ją nieco ogromna brzoza sąsiada. Nie tknę jej nigdy żadną siekierą ani piłą. Tylko natura będzie ją dalej kształtować. Ciekawe co powie na to moja wnuczka? Może właśnie od tego zacznę jej przyrodniczą edukację, bo na mocno zurbanizowanych rodziców chyba liczyć nie będzie można.
Tropy saren
   Spotkania z sarnami zarejestrować mi się nie udało choć wnosząc po ilości śladów na śniegu jest ich dużo. Były zbyt czujne i tylko ich podskakujące zady i białe ogony widziałem gdy umykały w zarośla. Ale zanim uciekły słyszałem kilka razy ich ostrzegawcze "szczekanie":  
    Oczywiście, jak to u teściowej i szwagierki, było też spotkanie rodzinne i dobre jedzenie(w weekendy jakoś trudno schudnąć). Potem powrót do domu z wizytą po drodze u najmniejszej(Dzień Babci, znaczy mojej żony, odbył się po raz pierwszy). Posiedzieliśmy z wnusią parę godzin a rodzice mogli się na ten czas wyrwać na zakupy i wszyscy byli zadowoleni. 
No i sobota zleciała jak z bata strzelił...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz