Jako drugi temat wybrałem TRUCIZNĘ. Chyba
trochę pod wpływem informacji, które ostatnio jakoś docierają do mnie
intensywniej niż zazwyczaj powodując kolejne przemyślenia. Każdy z nas
doskonale wie, że jesteśmy właściwie skazani na kontakty z substancjami
chemicznymi zapewne nawet już w łonie matki. Wpadł mi w oczy wywiad z lekarzem
ginekologiem, który w kontekście bezpłodności nawiązał do problemu zanieczyszczenia
żywości przeróżnymi substancjami chemicznymi i ich wpływie na nią. Przyznam, że
zrobiło to na mnie wrażenie. Problem bezpłodności dotyka prawdopodobnie w podobnym
procencie kobiet i mężczyzn. Oczywiście historycznie obwiniane brakiem dzieci
bywały najczęściej panie. Okazuje się, że podczas badania nasienia mężczyzn
zdarza się, że na sto tylko cztery plemniki są żywe i zdolne do spełnienia
swojej funkcji ale nikt nie wie jaką wartość genetyczną z sobą niosą. Wiadomo w
przyrodzie rządzi prawo silniejszego ale w takiej sytuacji może oczywiście
wygrać ten słabszy i wtedy wiadomo co
może być dalej. Winą za taki stan rzeczy obarcza się właśnie trucizny jakie
przyjmujemy niemal codziennie w naszym pożywieniu. W 1972 roku było na świecie
zarejestrowanych 172 substancji chemicznych dodawanych do żywności teraz jest
ich ponad 10000!!!!! Wątpię aby ktokolwiek to ogarniał albo się na tym dobrze znał. Oczywiście
obecnie na topie są różne tam „zielone łady” czy ograniczenia emisji
zanieczyszczeń z kominów czy przemysłu ale głównie w Europie bo reszta świata
ma się dobrze i nie zamierza przestać truć. Europejczycy za cenę czystości
swojego kontynentu kupują i sprowadzają bez opamiętania mnóstwo rzeczy z
tamtych nie mających nic wspólnego z „zielonymi” ideałami regionów świata.
Ostatnio sam doświadczyłem kontaktu z zagłówkiem pod poduszką, który wydzielał
jakiś toksyczny smród, który podrażnił mi nos i gardło(wylądował w śmietniku)(na
szczęście wywaliłem to chemiczne gówno przed zaśnięciem). Pewnie jakaś sieć
zarobiła na tym „produkcie” swoją ogromną marżę i miała w d… zdrowie
użytkowników bo pewnie takiego wyrobu nikt nawet przed dopuszczeniem do
sprzedaży nie zbadał.
Wszystko zaczyna się od tego czym potraktujemy nasze organizmy czyli
żywności. Oczywiście pomijam tę wysoko przetworzoną bo każdy już wie co to za
świństwo. Ostatnio głośno jest o rolnikach, którzy nawet nie zbierają swoich
plonów bo się nie opłaca. Wkurza mnie to bo to i marnotrawstwo i głupota. Do
tego, że ktoś tam gdzieś w Polsce sobie czegoś tam nasiał a teraz nie ma
zamiaru zbierać dopłacasz również i Ty drogi czytelniku i ja bo przecież
dopłaty dla rolników nie biorą się z księżyca tylko z naszych kieszeni. Irytuje
mnie to, bo historycznie różne już formy przybierało rolnictwo i zawsze było
coś do poprawienia lub ulepszenia. Teraz wolność wyboru i nadprodukcja
doprowadziły do marnotrawstwa żywności na niewyobrażalną skalę gdy w tym samym
czasie miliony, między innymi głodnych, ludzi napierają na nasz „zielony”
kontynent. Powiem tak: gdy prowadziłem swoją działalność gospodarczą to nikt
nie się przejmował jak będę się finansował czy ile procent będzie kosztował
mnie kredyt na zakup urządzeń(były to czasy Balcerowicza i moje odsetki
wynosiły na początku 48%!!! – wariactwo? Nie takie były czasy). Ziemia jest
środkiem produkcji, którą ktoś kupił, odziedziczył, przejął czy może nawet
ukradł z PGR-u więc jeśli osoby nie umiejące nią zarządzać i gospodarować sobie
nie radzą bo marnują jej zasoby to nie życzę sobie by z mojej kieszeni
podatnika państwo finansowało taki proceder. Mnie jak działalność gospodarcza
się nie opłacała to znalazłem sobie pracę i nikt do tego nic nie dopłacił.
Dygresja trochę przydługa ale już wracam do jedzenia. Gdzie szukać tego
zdrowego bo już po zbiorach z pola mamy właściwie chemię? Kiedyś(jakieś 40 lat temu)
babcia mojej żony pieliła ręcznie ziemniaki przynosząc w starym fartuchu
tobołek z wyrwaną komosą, którą później siekała dla świń. Nikt nie pryskał
ziemniaków a stonkę dzieci zbierały ręcznie do butelek by potem unicestwić
szkodnika zbiorowo. Teraz na zarazę, stonkę i zielsko wyłącznie chemia. Zboże
to samo. Owoce i warzywa to samo. Ropa naftowa i chemia! Bo nowocześnie i bez
bólu w plecach. Kiedyś w zacofanych czasach mojej młodości co światlejsze
nauczycielki robiły dzieciom z miasta wyjazdy na wieś by dowiedziały się skąd
się bierze żywność. Teraz krowa jest abstrakcją a kilkulatek wie, że mleko jest
substancją z kartonu, którą uzyskuje się w sklepie za pieniądze.
Ilość wypowiedzi i opracowań na temat
zdrowego żywienia czyli elementu zdrowego życia jest już ogromna. Żywność musi
być relatywnie tania(w sklepach spożywczych jakoś tego nie widać) i łatwo
dostępna bo to podstawa istnienia każdej władzy. Przerabialiśmy to już w PRL-u
czym skończyły się podwyżki cen żywności więc władza pomna tamtych doświadczeń
nie jest zainteresowana dobrą lecz tanią żywnością. W sumie zarobią na tym
także lekarze, farmaceuci a szpitale będą miały zapewnioną frekwencję.
Niektórzy pewnie nawet nie przeżyją rozmaitości tych chemicznych dodatków,
nadmiaru białek, węglowodanów, tłuszczów i cukrów wywołujących permanentne
stany zapalne w organizmie. Zaklęty krąg? Jak z niego wyjść? Każdy chyba musi
poradzić sobie na własną rękę bo w decyzje zbiorowości jakoś mi się nie chce
wierzyć. Kupować u ekologicznych? Zignorować wielkie korporacje i sieci
handlowe? Przecież oni się już nigdy nie poddadzą bo zyski dla akcjonariuszy i
zarządów być muszą… System? Matrix?
To nie był jesienny pesymizm. Jesień jest piękna a mogłaby przecież
jeszcze być żywnościowo zdrowa i bogata..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz