Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

sobota, 8 października 2016

Jesień nie musi być smutna…



    Pozbierałem do reszty to, co było jeszcze ogrodzie. Marchew, buraczki(forma zdrobniała jest bardzo odpowiednia dla tego warzywa z powodu jego tegorocznych gabarytów), fasolę pnącą(Jaś i szparagowa) i niską, dynie hokkaido, resztę cukini(przemarzły podczas pierwszego przymrozku) no i oczywiście nasze ulubione jabłka. Po dwa drzewa koszteli i „empajerów”(Empire) dało bardzo zadowalający plon pysznych, słodkich i chrupiących jabłek. Zadowalający, mimo iż jego znakomita większość, z racji niestosowania żadnych oprysków, znalazła się pod drzewami w różnej fazie rozwoju jeszcze przed uzyskaniem dojrzałości. Z pozostałych jabłoni tez troszkę zebrałem, więc było urozmaicenie i porównywanie smaków. Wcześniej stopniowo znikały owoce wcześniejszych odmian. Jakich? Wiem jakich póki deszcz i wiatr nie pozrywa przywieszonych do młodych pni karteczek z nazwami. Ale nie mam zupełnie problemu z tym, że pewnej grupy posiadanych owocowych drzew nazwy odmiany wskazać nie potrafię. Dzielę je po prostu na dobre, pyszne i wspaniałe.
    Zostały jeszcze tylko do zebrania dynie odmiany Muscat – jest ich chyba z sześć albo siedem sztuk. Są jeszcze, mimo kilkukilogramowej masy, całkiem ciemnozielone i nie mam zbytniej pewności, co do stopnia ich dojrzałości. A że przymrozek je oszczędził z racji położenia pod osłoną domu to niech jeszcze trochę porosną. Dynia piżmowa znów nie wypaliła w tym roku. Miała ledwie jeden owoc, który nie dojrzał przed przymrozkiem. W roku przyszłym i tak z nią raz jeszcze spróbuję wyciągając wnioski z wcześniej popełnionych błędów.
   Jarmużu znów przywiozłem dużą reklamówkę pozostawiając na ciągle rosnących jeszcze roślinach całkiem sporo do rozebrania. Bardzo wdzięczna to roślina – znajome robią sobie z jej liści owocowo-warzywne koktajle i bardzo sobie chwalą taką ze mną współpracę.
   Włoskie orzechy, zbierane z dwóch sporych dwudziestoletnich już drzew i w tym roku się udały i na własne potrzeby wystarczy. Od kilku już lat dość stabilnie obdarzają nas owocami. Dla mnie to szczególna satysfakcja, bo wyszły spod mojej ręki.  W ukryciu dorasta jeszcze trzeci „włoch”(przesadzona samosiejka) i może za lat dziesięć i on wyda pierwsze owoce. Ma już około metra wysokości. Orzechy to zabawa dla szczególnie cierpliwych.
   Słówko jeszcze o fasoli: pnąca(szparagowa o fioletowych strąkach) skrzyżowała się z rodzimym Jasiem dając nasiona nieco większe, ale w strąkach liczących po co najmniej 8 sztuk. Jaś ma w strąku nie więcej niż cztery. Obecność Jasia w uprawie była tu raczej przypadkowa ale stało się. Nie będę zapewne twórcą nowej odmiany ale jeśli miałoby to zwiększyć plon i masę poszczególnych nasion to niech tak już zostanie. Odmiana jest, jak już wspomniałem szparagowa i wygląd nasion nie jest zbyt atrakcyjny. Są szarawe z lekkim odcieniem fioletu. Teściowa stwierdziła, że fasolowa zupa z nich ugotowana wychodzi jakaś sina ale ma smak normalnej fasolowej. Jaś natomiast mimo zawiązania fioletowych strąków zachował wielkość i nieskazitelną biel swoich ziaren.
   Zawalczyłem też trochę w temacie tworzenia kolejnego permakulturowego zagonka pod przyszłoroczne ziemniaki. Na tym, na którym miałem kartofle w tym roku, w przyszłym planuję fasolę pnącą i dyniowate(może ogórki – to jeszcze nie przesądzone).  Wcześniejsze zagony trochę podupadły z braku pielenia i pozarastały chwastami. Może je też uda mi się jakoś reaktywować – wydają już przecież plony trzeci i czwarty rok.
   A dlaczego jesień nie jest smutna mimo padającego deszczu? Ano właśnie dlatego, że pada. Polskie, w większości lekkie ziemie w ostatnich dwóch latach na nadmiar wody raczej narzekać nie mają powodu. Dlatego mimo wszelkich niewygód i uciążliwości wynikających z opadów deszczu cieszyć się trzeba, że gleba zmagazynuje pewną część tej naturalnej wody i odda nam to w formie przyszłorocznego urodzaju.
   Taka trochę radość na zapas - ale za to bez żadnych przedpłat....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz