Czasu jest ostatnio bardzo mało
by zasiąść do komputera. W pracy na zakończenie roku roboty nie do przerobienia.
Zdarzało się i po 13 godzin pracować by wszystko ogarnąć i przygotować pole innym współpracownikom
pod nadchodzące w nowym roku zmiany. A tu w naszym życiu pojawiło się nowe
życie – mała dziewczynka, w której z miejsca się zakochaliśmy. Ładniutka,
zdrowiutka, nasza
ZOSIA.
Dziadkami zostaliśmy w Barbórkę i
od tamtej chwili otrzymaliśmy jakiś niewidzialny zastrzyk energii. Myślałem, że
narodziny wnuczki przyjmę ze stoickim spokojem ale teraz widzę, że to pozytywne
wariactwo mnie też nie omija: dzień bez nowej fotki lub informacji o małej
jest stracony. Na te święta otrzymaliśmy najpiękniejszy prezent świata.
Ale skoro już o świętach to piernik upiekliśmy, jak co roku. Parę dni wcześniej,
bo co, jak co ale stary piernik najlepszy jest i basta. Przepis pewnie już pięćdziesięcioletni
albo starszy, z karteczki wyciętej z jakiejś kobiecej gazety z przed lat i bardzo już „używany”.
Postanowiłem go utrwalić na zdjęciu, bo pożółkła karteczka na pół już przedarta, mocno sfatygowana swoje przeszła i już ledwo
dycha. Z resztą sami zobaczcie:
A udał się on nam w tym roku wyjątkowo,
choć powstawał w jak zwykle niezłym zamieszaniu(dosłownie i w przenośni). Jakby
ktoś chciał jeszcze skorzystać to dodam(dochodziliśmy do tego latami prób i błędów),
że piecze się tak: do piekarnika nagrzanego do 50 stopni wstawiamy i podnosimy
na 150 stopni na 30 minut. Potem 175 stopni na 40 minut i MUSI SIĘ UDAĆ!! Oczywiście patyczkiem sprawdzamy(suchy być musi). Najlepszy jest jak się kończy.
Przepis na makowiec gratis....
Pozdrawiam i życzę spokojnych
Świąt!
Bardzo ciekawy przepis na pieczenie piernika. Zapisałam i w przyszłym roku upiekę ciasto systematycznie podnosząc temperaturę:)
OdpowiedzUsuńWnuczce Waszej, życzę dobrego życia.
Dzięki!
UsuńKiedy przeżyło się już raczej większość własnego życia to człowiek z troską myśli o takim maleństwie.
A piernik już kończymy - no może zostawimy po kawałku na Nowy Rok.