Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

niedziela, 11 marca 2018

W poszukiwaniu wiosny



   Jak w każdą sobotę wstałem najwcześniej ze wszystkich domowników i uaktywniłem się. Zacząłem oczywiście od śniadania o godzinie 6.20(moja żona nigdy nie zrozumie jak można jeść tak wcześnie). Potem mój wzrok padł na główkę białej kapusty, która poniewierała się w kącie kuchni już chyba z tydzień. Po godzinie, wraz z włoszczyzną, poszatkowana zamieniła się w zupę. Był na ten dzień plan wyjazdu na wieś, bo wiosna i dawno już tam nie byliśmy. Dla żony to okazja do spotkania z mamą i siostrami a ja oczywiście już obmyślałem jak wykorzystać ten czas w plenerze na działce. Ponieważ straszyli w mediach wolną od handlu niedzielą, więc podzieliliśmy się porannymi sobotnimi zakupami by nie tracić czasu, bo pewnie ludziska zwiększą zakupową frekwencję. Potem w auto a po drodze na cmentarz, bo ósmego marca była rocznica śmierci mojego ojca(taki to dla mnie wymiar ma także  ten dzień kobiet). Nie kupowaliśmy wcześniej zbyt dużo wędliny, bo zajechaliśmy również po drodze do wiejskiego sklepu gdzie mają zawsze świeżą kaszankę i wędliny. Trochę się przekomarzaliśmy, co do ilości kupowanych dóbr(przecież od początku tego roku walczę z osobistymi kilogramami – mam nawet już jakieś wyniki ale o tym może kiedy indziej) ale w końcu poddałem się, bo i tak zjem tylko to i tyle ile zechcę. Dojechaliśmy w końcu na działkę i po otwarciu bramy wjechałem na podwórko nie zwracając uwagi na ślady opon jakiegoś ciężkiego samochodu na trawie(to był dostawca węgla jak się później okazało). Wyjęliśmy przywiezione rzeczy i postanowiłem podjechać na miejscową myjnię by umyć po zimie mój "czarny", bo właściwie to szary od soli drogowej samochód. Ale z podwórka już wyjechać się nie udawało. Zakopałem się w błocie, które powstało po roztopieniu się wierzchniej warstwy ziemi. Podkładając pod koła różne deski i inne przedmioty wyjechałem w końcu z tego bagienka. Kolejka do mycia była spora, bo auta brudne(a cena usługi korzystniejsza jak w Warszawie więc i samochodów z rejestracjami z tego miasta nie brakuje). Mój, po walce w błocie na podwórku, wyglądał jak po rajdzie terenówek. Po umyciu, muszę przyznać, wyglądał za to naprawdę dobrze i nawet jakby młodziej. Wróciłem na działkę ale samochód przezornie zostawiłem już przed bramą. Przebrałem się w działkowe ciuchy i w kaloszach udeptałem powstałe podczas moich prób wyjazdu koleiny wyrównując podwórko. Tu dopiero właściwie można zakończyć temat dojazdu do działki.
   Nie byłbym sobą gdybym nie wymyślił i zrobił czegoś pożytecznego podczas tego wczesnowiosennego parogodzinnego pobytu. Zacząłem od krótkiego spaceru po lesie w poszukiwaniu oznak wiosny i stwierdziłem, że tu i teraz jeszcze ich brak. Potem w ruch poszedł sekator i po kolei maliny, porzeczki, agresty i owocowe drzewa. Zrobiłem także ze dwadzieścia sztobrów z winogrona by spróbować je rozmnożyć. Potem jeszcze potraktowałem sekatorem dziesięć młodych krzaków leszczyny, które wypuściły ubiegłego roku namiar długich i prostych badyli(będą z nich podpory pod fasolę). Ach! Leszczyna już pyli i to była jedyna oznaka wiosny, choć przecież zdarzyć się to może czasem także w lutym i wtedy mówienie o wiośnie jest mocno naciągane. Posprzątałem na jedną kupę ścięte gałęzie, które przy innej okazji rozdrobnię i użyję jako dolną warstwę w nowych podwyższonych grządkach. Najlepsze było to, że mogłem pracować w samej bluzie i ciepłym swetrze gdyż słońce często pokazywało się zza chmur i odczuwało się już jego grzewczą moc.
   Po rodzinnym obiedzie na drugą serię drużynowych skoków byliśmy już u naszej wnusi. Dzięki drodze S8 podróż z działki do córki i zięcia trwa zaledwie 20 minut a do domu 45 a i kilometrów jest teraz także mniej(może to być ważne również w przyszłości). Nacieszyliśmy się widokiem wnuczki, która co tydzień jest większa i mocniejsza. Leżąc na brzuszku długo utrzymuje w górze główkę a leżąc na wznak także już próbuje ją podnosić. Radość to dla nas wielka, która usuwa z naszego życia sprawy i dobra doczesne na odległy plan.
   Przed dziesiątą wieczorem byliśmy już w domu i …. po sobocie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz