Wreszcie, wczoraj był bardzo ciepły i słoneczny dzień. Z balkonu obserwowałem bieg uliczny i do głowy mi wówczas nie przyszło, że może widzę uczestnika dla, którego będzie to ostatni dystans........... Sport!? To też trzeba umieć robić - sam byłem sportowcem. Niezrozumiała, bezsensowna śmierć.
Na wsi pozbierałem ostatnie tegoroczne plony: paprykę(trzech odmian), dynie, orzechy i warzywa korzeniowe. Poukładałem drewno na opał w drewutni. Pod folią jeszcze tylko dymka, rzodkiewka i sałata - może przy ciepłym październiku zdążą dorosnąć. Kury niosą się nieźle(25-30 sztuk jaj dziennie; liczyłem w tym momencie na o 5-10 więcej) lecz znów nie nadążają z popytem. Po 80 groszy jajka idą jak ciepłe bułeczki - pociecha to dla mnie i wreszcie jakieś zwroty z tej inwestycji. Królików zostało już tylko sześć z nowozelandzkim samcem, to stadko na rok przyszły - może lepiej mi pójdzie ta hodowla.
W sobotę znów "ukradłem" kilka godzin z mego miejskiego życia na pobyt na wsi. jak zwykle nie wiedziałem w co ręce wsadzić - tyle roboty. Ogarnąłem chociaż to drewno. Z orzechów włoskich pociecha bo obrodziły wyjątkowo dobrze bo nie ucierpiały od wiosennych przymrozków. Za to leszczyna i jabłonie (może ze 20 jabłek z siedmiu drzew zebrałem) nawaliły z plonami w tym roku. No cóż nie można mieć wszystkiego.
Już ponad pół roku moje życie podporządkowane jest opiece nad matką. Sporo przez ten czas przemyślałem i chyba zrozumiałem. Wiem jedno: co masz zrobić jutro zrób dziś bo jutro może być to już niemożliwe.
Było zimno przez chwilę - może to przyczyna bezrobocia u kur? Ile by nie było tych jajek i tak (życzliwie) zazdroszczę posiadania własnych.
OdpowiedzUsuńNiech się darzy!