Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

wtorek, 14 października 2014

Czasu brak….



    … a jeszcze więcej zmarnowanego. Siedzę beznadziejnie, już piąty tydzień, na urlopie w domu i odczuwam, że to chyba najdurniej zmarnowany czas w moim życiu. Mama za to szczęśliwa, bo zapewniam jej, w moim oczywiście mniemaniu, sześciogwiazdkowy pensjonat. Och jak czasem bardzo mnie te gwiazdki przygniatają. No, ale wyspany chociaż jestem, chyba aż za bardzo.
   A jak już się wyrwę na wieś to po prostu latam jak poparzony i wracam z poczuciem niezrobienia wielu rzeczy mimo wcześniejszego, starannego planowania czasu. Tak też było i wczoraj. Miałem ubić króliki i zająć się grabieniem opadłych liści i układaniem ich w kompostową pryzmę. I co? I jak zwykle od jakiegoś czasu, nie zdążyłem z liśćmi i nawet jabłek do domu nie zerwałem a słodkie są bardzo. Trochę pewnie w tym i mojej winy, bo królików było za wiele w planie. Powiem więcej – ustanowiłem mało chwalebny rekord w tej czynności w jednym dniu, ale o tym już ani słowa. No nie, może jeszcze tylko to, że sąsiadka na domiar przyniosła jeszcze swojego króla, bo jej nie ma kto tego zrobić. Pewnie mógłbym się próbować usprawiedliwiać swą obecną sytuacją domową, ale chyba bardziej przeszkodził mi znacząco krótszy, październikowy dzień. I tak wróciłem do domu grubo po dziewiątej wieczorem zaliczając po drodze znajomych, którym trochę posprzedawałem tych działkowych dóbr. Ale dość narzekań, bo przecież teściowa ze szwagierką kupią sobie za te królicze tuszki węgla na zimę a ja z rodziną będę miał wielką ucztę ze smażonych wątróbek i biały barszczyk na dudkach. Zatem cel osiągnięty.
   Liście zgrabię na kupę pewnie jeszcze w przyszłym tygodniu, choć pogoda może nie być już taka fajna. Zbiorę jabłka i selery a mój mimo wszystko udany jarmuż zjedzą pozostałe króliki. Kury przepierzają się na potęgę. Ale jaj jakoś wystarcza i dla nas i do sprzedaży. Zawdzięczać to można głównie piętnastce tegorocznych młodych, które weszły już w pełnię nieśności. Kilka króliczych tuszek trafiło do zamrażarki, więc zimą zjemy pewnie parę pasztetów i może jeszcze jakieś inne smakowitości.
   Jeszcze tydzień bumelowania i trzeba będzie wskoczyć ponownie w robocze tryby, aż strach pomyśleć.....  ale póki co bawmy się i radujmy tą odrobiną swobody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz