Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

niedziela, 1 marca 2020

Wciąż rozdarty(nostalgia, melancholia czy nadmierne troski?)


   Upływające lata, zgromadzone doświadczenia, wyciągane na ich podstawie nowe wnioski i odgrzewane stare przemyślenia. A świat wokół się wciąż zmienia: pędzi, rośnie, przyspiesza w swym rozwoju. I wciąż nie jestem pewien czy wszystko to idzie ku lepszemu czy zagładzie?
   Naturalnym wydaje się mierzenie tego wszystkiego poprzez pryzmat własnych zrealizowanych i niezrealizowanych celów i marzeń. Staje się to wszystko jeszcze bardziej wyraźne wraz z ilością przeżytych lat i wiedzą o tym co się dzieje na świecie. Życie płynie i nie zawsze udaje się spełniać podstawowego przecież marzenia: by robić to co się lubi, co daje satysfakcję. Pewnie większość ludzi na świecie tak ma, że musi dla utrzymania się, robić rzeczy, których tak naprawdę robić nigdy nie chciała. Też należę do tej grupy i coraz mocniej dostrzegam tego bezsens. Jednocześnie argumentuję sam sobie, że jeśli nie ty to robiłby to ktoś inny i być może gorzej(taka głupawa i doraźna motywacja).
   Jednoczesne życie w dwóch miejscach a właściwie pomiędzy dwoma miejscami(miasto i wieś) powoduje, iż mimo tego, że w świadomości wiem gdzie chciałbym być jestem wciąż więcej tu gdzie czuję się gorzej. Taka przewrotność losu. Czekam(i mam nadzieję doczekać) na chwilę, kiedy już nie będę musiał rano wstać i znów musieć robić coś co przecież dla dobra ogólnego sam wybrałem ale nie daje mi satysfakcji a tylko pieniądze. I stoję tak już od wielu lat jedną nogą tu a druga tam bo pewnie wciąż brakło odwagi by wybrać. A może nie brak odwagi tylko zimne kalkulacje? Może…

  Dobra! Czas zejść na ziemię więc teraz kilka słów o rzeczach zwyczajnych od których mniej głowa boli a za to cieszą mnie jak dzieciaka i zdecydowanie poprawiają nastroje. Fajnie już jest bo dzionki coraz dłuższe a i do i z pracy nie jeździ się już po ciemku. Po remanencie w szufladzie z nasionami i dokupieniu tych, których brakowało, co tydzień coś wysiewam. Na razie za wiele zieloności z tego nie ma ale jak co roku za parę tygodni miejsca na parapetach zabraknie. Selery i pory poszły na pierwszy ogień. Posiałem także cebulę z zebranych w ubiegłym roku nasion z jednej, która mimo, że sadzona z dymki wydała kwiatostan. Chcę zobaczyć czy metoda uprawy cebuli z rozsady się powiedzie. Mam też posianą papryczkę chilli -  udaje mi się ona w gruncie już od paru lat. Uratowałem także przed wyrzuceniem do śmieci kupioną w supermarkecie bazylię, która prawie bez listków odradza się w doniczce na parapecie. W zeszłym, tą metodą, roku całe lato mieliśmy jej pod dostatkiem. Mam też pozyskane z niej zeszłoroczne nasiona ale te pójdą na działce wprost do gruntu.
   Po całych tygodniach intensywnej pracy(nowej wciąż), soboty lub niedziele wykorzystujemy na spotkania z wnusią. Ogromna to dla nas radość móc cieszyć się wspaniałym rozwojem tego dziecka a każdy z nią kontakt to dla nas prawdziwe święto. Pracy mam rzeczywiście coraz więcej, bo jak się pracowało przez 24 lata w firmie o prawie trzydziestoletnim doświadczeniu w branży i przeszło do firmy, która w tejże branży istnieje(czytaj: raczkuje) ledwo od lat dwóch zaledwie to nuda nie grozi. Na razie mam czas i zgłosiłem zapotrzebowanie na laptopa by móc trochę(póki jeszcze wieczory długie) pracować czasem także w domu. A i na wyjazdy służbowe, których będzie coraz więcej, to narzędzie staje się coraz bardziej niezbędne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz