Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

niedziela, 8 października 2017

Planowanie



   Miało nie padać w sobotę, więc wskoczyłem z rana w samochód i na wieś. Planowałem dokończyć koszenie trawy na łące i dołożyć to co skoszę na dwie grządki. Zajechałem, przywitałem się teściową a ona:
- Nie ma mi kto zwieźć drzewa do komórki, leży już pocięte i porąbane kilka tygodni na podwórku przykryte lub odkrywane w słoneczne dni płachtą folii.
Chwila namysłu a właściwie bez namysłu przebrałem się w działkowe ciuchy i naprzód. Nie wiem ile taczek wyszło tego w sumie, ale z sześć godzin pojeździłem w tę i na zad. Nie próbowałem „rwać” roboty, bo wiem, że to już nie ten czas. Pracowałem „langsam aber sicher”(lubię to niemieckie określenie sposobu pracy dużo bardziej niż wschodnie "stachanowanie" - może dlatego, że lepiej pasuje w moim wieku ?) i udało się skończyć. Nie wiem czy wykonałem rzeczywiście jakąś nadzwyczajną robotę, ale wyszło tego ze trzy rzędy szczap długości 4 metry i wysokości z metr osiemdziesiąt równo poukładanego drewna. Przyznaję, lekko nie było, bo drzewo mokre jeszcze, więc i kopiaste taczki ściśle ułożonego też swoje ważyły. Po skończonej robocie zrobiło się jakoś około piątej i energii wystarczyło mi już tylko na zebranie dyń(słaby plon ze względu na chłodne lato, ale mam wreszcie dwie piżmowe – pierwszy raz w życiu!). Teściowej brakło słów podziękowań za to dobro, które właśnie wykonałem i nie wiedząc już, jakich jeszcze użyć pożyczyła mi wszelkich boskich nagród i łask. Odpowiadając, żartowałem sobie:
- Już ty babciu Pana Boga do tego nie mieszaj, bo jak mu się coś pomyli to jeszcze mi zamiast nagrody, jakiego życiowego kopniaka wymierzy. Nawet jak nie powiesz „dziękuję” to też się nic nie stanie, w końcu jakiś obowiązek wobec ciebie mamy.
    I tak to z moich planów koszenia łąki wyszły nici. Niby nic nowego, przecież i tak już nie raz rzeczywistość niweczyła różne życiowe plany. Zupełnie jak w kawale o facecie, co planował puścić bąka a się zesr…..
   Kręgosłup lędźwiowy dziś oczywiście boli. A jakże! Ale satysfakcja, że mimo latek znów się udało potrząsnąć robotą, jest. Pomyślałem też o wnukach teściowej: trzech młodych zdrowych chłopaków – mogliby się do babci odezwać, zapytać. Ale to chyba tak już jest, że w pewnym wieku ma się w głowie inne sprawy - może trzeba czasu by zrozumieli a może się tego nie doczekam.... 
Najważniesze, że dałem radę i już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz