Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

piątek, 11 kwietnia 2025

W szpitalu...

 ...byłem kilka dni. Ale nic mi nie było ponad to co mi uprzykrza żywot od lat dwóch już. Z nadzieją poszedłem bo moja pani doktor od stawów powiedziała że stany zapalne szaleją we mnie w najlepsze, choć z ze zmniejszającym się natężeniem, więc trzeba spróbować innej metody leczenia żeby sobie nie obciążać układu pokarmowego. Zadzwonili dzień wcześniej, że nazajutrz mnie oczekują. A że jestem chłop po wojsku to takie tempo nie zrobiło na mnie wrażenia i stawiłem się w dniu wskazanym przez miły głos w telefonie. Od razu wzięli mnie w obroty w krzyżowy ogień rozmaitych badań, których ze względu na liczbę nie będę tu przytaczał żeby nie zanudzać. Po sześciu dniach intensywnego skanowania mojego zdrowia(znów dowiedziałem się o sobie kilku nowych mniej fajnych rzeczy) zakończyłem punkcją lewego kolana z podaniem sterydowego leku, który błyskawicznie zmniejszył obrzęk i ból. I znów wróciłem do domu ze zmodyfikowanymi lekarskimi zaleceniami i nadzieją, że za trzy miesiące znów mnie zaproszą i doczekam się wreszcie tej obiecanej terapii, która ponoć daje spektakularne efekty. 

   Zdążyłem już pojechać do dwóch najstarszych wnuczek bo się stęskniłem. Byłem też na wsi na działce a tam przygotowania do budowy na sąsiedniej działce kilkunastu domów jednorodzinnych(jak plany rozbudowy się spełnią to przybędzie pewnie kilkudziesięciu nowych mieszkańców). Wgląda na to, że i ojcowizna babci mojej żony także zostanie po części włączona w ten proces. Mi jest z tego powodu bardzo żal bo... nie tak miało być! I na tym skończę żeby sobie nie podnosić ciśnienia.

   A na razie wiosna i codzienność ograniczona gorszą możliwością poruszania się, niestety. Może po obiecanej terapii coś się polepszy... i trochę jeszcze pożyję jako tako...

sobota, 1 marca 2025

Ciągle coś tam...

    ...a na emeryturze miało być takie słodkie nic nie robienie. 

  Wciąż coś się dzieje -  jak to w życiu - a może to właśnie na tym polega. Nie ma tygodnia a może nawet dnia żeby coś się nie zdarzyło takiego, że trzeba się zaangażować. Jak nie rodzinne spotkania związane z jakimś wydarzeniem(ostatnio chrzest najmłodszej wnuczki) to jakiś wyjazd lub udział lub zwyczajnie pomoc najbliższym w ich sprawach codziennego życia. Rzeczywiście wnuczki są tu zwykle na pierwszym planie. Jeśli nie prośba córek o jakieś działanie to sam chętnie udzielam się w codziennych spacerach najmłodszej z dumą pchając wózek. Na razie mamy blisko(można dojść pieszo) ale jak się przeprowadzą to bez podróży samochodem lub pociągiem nie da rady, więc korzystam. Dużo radości sprawiają mi te nasze wnuczki choć każda jest inna i ze względu na wiek również na innym etapie rozwoju. Jest radość. Dziadkowanie jest fajne mimo że czasem miłość do nich nie koniecznie jest odwzajemniona. Ale taka dziecięca natura. Obserwuję je i już widzę, że mają swoje małe sprawy, rozterki czy bunty przeciw czemuś. Oczywiście te ostatnie staramy się jak najszybciej rozwiązywać z różnym oczywiście skutkiem. Bywa, że z przyjemnością wracamy do domu po kilkudniowych pobytach. Różnica wieku to również różnica temperamentu i ilość potencjalnej energii, która czasem uruchamia się w najmniej oczekiwanych momentach. Z tą naszą pozostałą energią ciężko pociechom dorównać.

   Czekam na sygnał ze szpitala bo jestem w kolejce oczekujących na leczenie biologiczne. Podczas mojego pobytu w szpitalu spotykałem się z osobami, które taką terapię miały zastosowaną i mówili o jej nadzwyczajnych efektach. Mam nadzieję, że i mnie się uda poprawić zdrowie na tyle żeby rozstać się z lekami przeciwbólowymi. Na razie swój stan oceniam jako stabilny ale niestety bez możliwości jakiegoś intensywniejszego zaangażowania się w prace fizyczne. Staram się oczywiście jakoś utrzymywać kondycję i zakres ruchomości stawów.

   Z tą wyczekiwaną terapią wiążę oczywiście jakieś nadzieje choćby na to żeby wrócić na działkę i trochę popracować i może nadgonić kilkuletnie zaległości. Jak to wyjdzie okaże się. Chciałbym uprawiać choć trochę  warzyw żeby było się czym dzielić z najbliższymi no i zadbać o ogród, drzewka i krzewy. Na cud nie liczę ale może...

   Dziś usiadłem trochę do komputera by napisać te parę słów. Przy okazji opracowałem pewien raport z mojej branży z umiarkowaną satysfakcją stwierdzając, że ludzie "hazardują" się coraz więcej... Mają pieniądze? Czy brak im raczej nadziei na możliwość poprawy swojego losu normalnymi sposobami? 

Ciężko jest nie wracać myślami do zawodowej przeszłości...

niedziela, 12 stycznia 2025

Post numer 200 "co w tym 2025 roku?..."

   ...tego nie wie nikt. Nie planuję z zasady już od wielu lat i nie mam stresu z powodu niewykonanych zamierzeń. Tym bardziej teraz, kiedy każde poranne wstawanie trwa długo i odbywa się bardzo ostrożnie - żeby tylko coś gdzieś nie strzeliło w gnatach albo nie pojawiło się nowe miejsce z bólem. Tak to teraz wygląda. Prochy przeciwbólowe ograniczam do niezbędnego minimum i łykam tylko wtedy kiedy muszę wykazać jakąś większą fizyczną aktywność. Może za to wątroba posłuży mi trochę dłużej...

   Plany urlopowe jednak mamy na ten rok. Wyjedziemy ze starszymi wnuczkami i ich rodzicami nad morze. Jeszcze nie wiem czy pojadę samochodem czy pociągiem bo to jednak 550 kilometrów a ja stałem się raczej krótkodystansowym kierowcą. Dzieci jeszcze nigdy nie widziały morza i takiej wielkiej piaskownicy(plaży). Powinno się udać.

   Za miesiąc zaplanowany jest chrzest najmłodszej wnuczki w naszej parafii bo pewnie w maju lub czerwcu starsza córka z zięciem i malutką wyprowadzą się poza Warszawę. Dobre w tym jest to, że obie córki będą mieszkać blisko siebie a my będziemy dojeżdżać do nich te niecałe 20 kilometrów. Niestety mieszkanie w stolicy staje się coraz droższe a na własne lokum stać coraz mniej ludzi. Kredyt na całe życie i niepewność czy się uda go spłacić jest chyba największą bolączką młodego pokolenia. I chyba nic się ma nie zmienić w tym względzie...niestety. Dziwny jest ten świat... Ale skoro jedni mają wiele mieszkań to inni nie będą mieć nigdy choćby jednego...

   O działce nie napiszę nic bo to byłoby wróżenie z fusów. Na pewno będę się tam pojawiał ale jak często, po co i ile razy nie umiem przewidzieć. Z resztą patrzenie na to wszystko wobec mojej niemocy jest dla mnie wciąż zasmucające. Żeby coś tam zrobić trzeba by za wszystko zapłacić a z emerytury której wartość jest stała niewiele zdołam uczynić. W totka nie gram ze względu na zawodową przeszłość więc cudu nie będzie.

   Dlaczego "Post numer 200"? Ano przeglądałem dziś rano statystyki bloga i pokazało, że zrobiłem już 199 wpisów. To czemu nie dopisać dwusetnego? Lubię okrągłe liczby... i oto jest.

PS: A gdyby tak dało się zaplanować lepsze zdrowe?