Witam!

To jest o moich osobistych rozważaniach, obserwacjach, doświadczeniach, myślach: o sprawach bieżących i bardziej uniwersalnych, ponadczasowych. Z niewielką ilością zdjęć i obrazów, raczej słowa. To co tu napiszę będzie pewnie jakąś wypadkową doznań mego dotychczasowego życia.

niedziela, 2 listopada 2025

3) Nie potrafię wyłączyć myślenia: PAMIĘĆ

 

   Może to dzisiejszy dzień(2 listopada) sprawił, że właśnie to słowo zaprzątnęło moje myśli. Pamięć. Może być dobra, może być zła. Jaka jest zależy chyba od ludzi, których spotkamy na naszej życiowej drodze. Bo to właśnie zwykle ludzi zapamiętujemy i od ludzi zależy najbardziej jaka ona będzie. Wiele w naszej pamięci zależy do osób, których już nie ma między nami a  którzy tak bardzo wpłynęli na nasze życie, na to kim i jacy dziś jesteśmy.

   PAMIĘĆ dobra. Jest wtedy gdy nasze zdarzenia i napotkani ludzie kojarzą się nam (zapamiętaliśmy) z dobrymi chwilami. Czasem dobrymi latami w dorosłości, dzieciństwem, beztroską. Czasem przedmiotami, osiągnięciami, zwycięstwami. Chętnie sięgamy pamięcią do takich zdarzeń, ludzi czy czasu. Nieraz gorszy czas lub zdarzenia zamazują tę dobrą pamięć, czasem wręcz irytują. Dobrych ludzi, zdarzeń i rzeczy mogło być tak wiele w życiu każdego z nas, że nie podejmuję się nawet ich określać czy układać. Oby tej dobrej pamięci było w nas jak najwięcej.

   PAMIĘĆ zła. Można by napisać, że  jest wtedy gdy nie występuje nic opisanego w akapicie powyżej i postawić kropkę. I właściwie tak jest. Bywa czasem jednak i tak, że ta dobra pamięć zamienia się złą bo dowiemy się prawdy o ludziach czy przemyślimy zdarzenia albo miniony czas w naszym życiu. Jednak dla własnego dobra warto więcej czasu poświęcać tej dobrej pamięci i pozytywnym wspomnieniom. Oby tej złej było w nas jak najmniej.

   PAMIĘĆ dobra czy zła, chciałoby się aby była prawdziwa i rzetelna a nie wyimaginowana lub wymuszona. Czy napotkanych ludzi, zdarzenia czy czas zawsze właściwie układamy w naszej pamięci? Czy może więcej nie wiedzieliśmy i dalej nie wiemy i dlatego mamy z tym kłopot… Bo przecież to w ludziach napotykanych leżą największe pokłady dobra a źli bywają bo może sami mają w sobie przewagę tej złej pamięci.

piątek, 17 października 2025

2) Nie potrafię wyłączyć myślenia: TRUCIZNA

 

    Jako drugi temat wybrałem TRUCIZNĘ. Chyba trochę pod wpływem informacji, które ostatnio jakoś docierają do mnie intensywniej niż zazwyczaj powodując kolejne przemyślenia. Każdy z nas doskonale wie, że jesteśmy właściwie skazani na kontakty z substancjami chemicznymi zapewne nawet już w łonie matki. Wpadł mi w oczy wywiad z lekarzem ginekologiem, który w kontekście bezpłodności nawiązał do problemu zanieczyszczenia żywości przeróżnymi substancjami chemicznymi i ich wpływie na nią. Przyznam, że zrobiło to na mnie wrażenie. Problem bezpłodności dotyka prawdopodobnie w podobnym procencie kobiet i mężczyzn. Oczywiście historycznie obwiniane brakiem dzieci bywały najczęściej panie. Okazuje się, że podczas badania nasienia mężczyzn zdarza się, że na sto tylko cztery plemniki są żywe i zdolne do spełnienia swojej funkcji ale nikt nie wie jaką wartość genetyczną z sobą niosą. Wiadomo w przyrodzie rządzi prawo silniejszego ale w takiej sytuacji może oczywiście wygrać ten słabszy i wtedy  wiadomo co może być dalej. Winą za taki stan rzeczy obarcza się właśnie trucizny jakie przyjmujemy niemal codziennie w naszym pożywieniu. W 1972 roku było na świecie zarejestrowanych 172 substancji chemicznych dodawanych do żywności teraz jest ich ponad 10000!!!!! Wątpię aby ktokolwiek to ogarniał albo się na tym dobrze znał. Oczywiście obecnie na topie są różne tam „zielone łady” czy ograniczenia emisji zanieczyszczeń z kominów czy przemysłu ale głównie w Europie bo reszta świata ma się dobrze i nie zamierza przestać truć. Europejczycy za cenę czystości swojego kontynentu kupują i sprowadzają bez opamiętania mnóstwo rzeczy z tamtych nie mających nic wspólnego z „zielonymi” ideałami regionów świata. Ostatnio sam doświadczyłem kontaktu z zagłówkiem pod poduszką, który wydzielał jakiś toksyczny smród, który podrażnił mi nos i gardło(wylądował w śmietniku)(na szczęście wywaliłem to chemiczne gówno przed zaśnięciem). Pewnie jakaś sieć zarobiła na tym „produkcie” swoją ogromną marżę i miała w d… zdrowie użytkowników bo pewnie takiego wyrobu nikt nawet przed dopuszczeniem do sprzedaży nie zbadał.

   Wszystko zaczyna się od tego czym potraktujemy nasze organizmy czyli żywności. Oczywiście pomijam tę wysoko przetworzoną bo każdy już wie co to za świństwo. Ostatnio głośno jest o rolnikach, którzy nawet nie zbierają swoich plonów bo się nie opłaca. Wkurza mnie to bo to i marnotrawstwo i głupota. Do tego, że ktoś tam gdzieś w Polsce sobie czegoś tam nasiał a teraz nie ma zamiaru zbierać dopłacasz również i Ty drogi czytelniku i ja bo przecież dopłaty dla rolników nie biorą się z księżyca tylko z naszych kieszeni. Irytuje mnie to, bo historycznie różne już formy przybierało rolnictwo i zawsze było coś do poprawienia lub ulepszenia. Teraz wolność wyboru i nadprodukcja doprowadziły do marnotrawstwa żywności na niewyobrażalną skalę gdy w tym samym czasie miliony, między innymi głodnych, ludzi napierają na nasz „zielony” kontynent. Powiem tak: gdy prowadziłem swoją działalność gospodarczą to nikt nie się przejmował jak będę się finansował czy ile procent będzie kosztował mnie kredyt na zakup urządzeń(były to czasy Balcerowicza i moje odsetki wynosiły na początku 48%!!! – wariactwo? Nie takie były czasy). Ziemia jest środkiem produkcji, którą ktoś kupił, odziedziczył, przejął czy może nawet ukradł z PGR-u więc jeśli osoby nie umiejące nią zarządzać i gospodarować sobie nie radzą bo marnują jej zasoby to nie życzę sobie by z mojej kieszeni podatnika państwo finansowało taki proceder. Mnie jak działalność gospodarcza się nie opłacała to znalazłem sobie pracę i nikt do tego nic nie dopłacił.

   Dygresja trochę przydługa ale już wracam do jedzenia. Gdzie szukać tego zdrowego bo już po zbiorach z pola mamy właściwie chemię? Kiedyś(jakieś 40 lat temu) babcia mojej żony pieliła ręcznie ziemniaki przynosząc w starym fartuchu tobołek z wyrwaną komosą, którą później siekała dla świń. Nikt nie pryskał ziemniaków a stonkę dzieci zbierały ręcznie do butelek by potem unicestwić szkodnika zbiorowo. Teraz na zarazę, stonkę i zielsko wyłącznie chemia. Zboże to samo. Owoce i warzywa to samo. Ropa naftowa i chemia! Bo nowocześnie i bez bólu w plecach. Kiedyś w zacofanych czasach mojej młodości co światlejsze nauczycielki robiły dzieciom z miasta wyjazdy na wieś by dowiedziały się skąd się bierze żywność. Teraz krowa jest abstrakcją a kilkulatek wie, że mleko jest substancją z kartonu, którą uzyskuje się w sklepie za pieniądze.

    Ilość wypowiedzi i opracowań na temat zdrowego żywienia czyli elementu zdrowego życia jest już ogromna. Żywność musi być relatywnie tania(w sklepach spożywczych jakoś tego nie widać) i łatwo dostępna bo to podstawa istnienia każdej władzy. Przerabialiśmy to już w PRL-u czym skończyły się podwyżki cen żywności więc władza pomna tamtych doświadczeń nie jest zainteresowana dobrą lecz tanią żywnością. W sumie zarobią na tym także lekarze, farmaceuci a szpitale będą miały zapewnioną frekwencję. Niektórzy pewnie nawet nie przeżyją rozmaitości tych chemicznych dodatków, nadmiaru białek, węglowodanów, tłuszczów i cukrów wywołujących permanentne stany zapalne w organizmie. Zaklęty krąg? Jak z niego wyjść? Każdy chyba musi poradzić sobie na własną rękę bo w decyzje zbiorowości jakoś mi się nie chce wierzyć. Kupować u ekologicznych? Zignorować wielkie korporacje i sieci handlowe? Przecież oni się już nigdy nie poddadzą bo zyski dla akcjonariuszy i zarządów być muszą… System? Matrix?

   To nie był jesienny pesymizm. Jesień jest piękna a mogłaby przecież jeszcze być żywnościowo zdrowa i bogata..

piątek, 3 października 2025

1) Nie potrafię wyłączyć myślenia: KŁAMSTWO

 

                    Może to będzie jakiś cykl jeśli tylko wystarczy... wytrwałości

   Dożyłem wieku i osobistej sytuacji(emerytura i dużo wolnego czasu), w którym sporo miejsca poświęcam na rozważania, podsumowania zwykle z jakimiś tam wnioskami. Może i teraz, podobnie jak i przez całe dotychczasowe życie czasem się mylę i błędnie oceniam pewne sprawy, zjawiska czy zdarzenia. Ponieważ to co robię obecnie jest dość nudne i powtarzalne a omawianie swojego stanu zdrowia publicznie nie ma większego sensu więc postanowiłem powrócić do przemyśleń czy prób zdefiniowania pewnych zjawisk, cech, zdarzeń czy innych spraw, które zaobserwowaliśmy prawie wszyscy w życiu lub wprost się z nimi zetknęliśmy.

   Na pierwszy ogień wybrałem KŁAMSTWO. Wybór jest losowy i nie ma żadnego związku z teraźniejszością choć na pewno i w tym momencie ktoś gdzieś mniej lub bardziej bezczelnie kłamie. Kłamstwo jest powszechne i niestety stało się naszą codziennością. Chyba nie ma dnia byśmy nie zakwestionowali prawdziwości słów wypowiadanych w mediach. Rzadziej na szczęście kłamią osoby z naszego najbliższego otoczenia i dzięki temu większość z nas nie wariuje. Te medialne kłamstwa słyszane codziennie płyną najczęściej z ust mistrzów kłamstwa: polityków. Nie zamierzam wskazywać oczywiście, która strona politycznej układanki robi to lepiej lub bardziej bezczelnie bo nie jest moją intencją wzniecanie żadnych polemik czy kłótni z tym związanych.

   Wybory(a zwłaszcza kampania przed), w których biorą udział ludzie z wymienionej wyżej grupy są potwierdzeniem. Programy wyborcze są pod tym względem arcydziełami. Nie załatwianie obiecanek to chyba jeden z największych problemów współczesnych społeczeństw. Podobno demokracja jest najlepszym systemem ale ja wciąż mam co do tego wątpliwości. Wrócę do wirtuozów kłamstwa – polityków. Są pod tym względem wybitni! Najczęściej zmiana poglądów czy ugrupowania albo tłumaczenie się z nie spełnienia przedwyborczych obietnic obiektywnymi trudnościami są tylko po to by nie odłączyć się pod żadnym pozorem od koryta(kroplówki utrzymującej ich przy bardzo wygodnym i dostatnim życiu). Czyli kłamstwo ma u nich bardzo konkretny cel: pełna micha i kieszenie. Zastanawiam się ilu z nich prywatnie nie zgadza się z poglądami głoszonymi przez zrzeszające ich partie czy organizacje lecz kłamią z premedytacją dla własnej wygody. Wiem zaraz ktoś powie ale są wyjątki, bo są tacy co naprawdę wierzą w to co robią. Pewnie i są tylko dlaczego są wyjątkami?

   Z medialnych kłamstw nie sposób nie wspomnieć o internecie. Uważam, że wynalezienie filtrów odcedzających wypisywane kłamstwa i bzdury jest jedną z najpilniejszych potrzeb. Prędkość i zasięg roznoszenia kłamstw na stronach internetowych jest niewyobrażalny. Jeśli konsekwencją roznoszenia nieprawdy jest tylko wstyd po zweryfikowaniu kłamstwa to najwyżej ktoś zostanie ośmieszony i koniec. Gorzej gdy kłamstwo wywołuje nieoczekiwane i masowe reakcje stadne, które mogą mieć już dużo poważniejsze konsekwencje. Warto także wspomnieć o celowej dezinformacji ze strony zorganizowanych grup interesów lub nawet angażowania się całych państw w taki proceder. Źle się stanie jeśli kiedyś zignorujemy z pozoru kłamliwą informację, która okaże się jednak prawdziwa i brzemienna z skutkach.

   Od mediów i polityki przejdę teraz do tych bliższych, każdemu z nas kłamczuchów. Nasze otoczenie, jak potwierdza codzienne życie, także nie jest pozbawione osób z tą cechą charakteru. I o ile na kłamstwo płynące z ekranów jesteśmy w stanie po iluś tam doświadczeniach się zaimpregnować to kłamstwa z którymi czasem z konieczności albo z przymusowego wyboru musimy się borykać na co dzień nie pozostaną bez wpływu na nasze dotychczasowe lub przyszłe życie. O przykłady aż się prosi. I nawet nie spróbuję wymienić choćby części rodzajów albo sytuacji, w których ludzie posuwają się do kłamstw. Ale jednak może tylko kilka tych chyba najboleśniejszych bo dotykających osób sobie najbliższych.

   Na przykład zdrada. Boli współmałżonka lub partnera niezależnie od płci oczywiście jeśli osoba zdradzona poważnie traktowała związek a uczucie było mocne i prawdziwe. Kiedy już zostanie odkryta i potwierdzona to zwykle dochodzi do próby rozwiązania problemu. Wtedy mogą paść obietnice, że to tylko raz, i że nigdy więcej i tak dalej. A potem znów i znów i kłamliwa obietnica i czyjś ból trwa dalej. Jak się takie sytuacje rozwiązują nie będę opisywał bo każda zawsze trochę inaczej. Jeśli dojdzie do rozstania a w związku były dzieci to konsekwencje takiego kłamstwa mogą przenosić się na następne pokolenia… niestety.

   Na przykład alkoholizm. Dlaczego tak wybrałem? Bo to niestety zbyt powszechny w naszym kraju. Tu akurat kłamstwo uderza najbardziej w najbliższe otoczenie alkoholika. I choć pobłażliwość i współczucie dla osób pijących nałogowo jest medialnie wykorzystywane do udowadniania wyższości racji mojszych nad twojszymi(o zgrozo renta alkoholowa!!!). Alkoholicy może i chcą wyjść z nałogu ale smak alkoholu i uczucie bycia pod jago wpływem jest silniejsze niż związki z najbliższymi i światem. Kiedy delikwent upija się na spokojnie i idzie spać to trochę mniejsze zło. Gorzej jak za tym stanem idą konsekwencje w postaci przemocy domowej i innej, których konsekwencje bywają bezpośrednie ale także dalekosiężne... niestety.

   Na przykład pieniądze. Napisałem pieniądze ale to tylko hasłowo. Na myśli mam raczej dobra materialne. Ileż to niespełnionych obietnic(kłamstw) przekazania komuś czegoś. Ileż to wyłudzonych pieniędzy pod byle pretekstem. Ileż to obietnic kokosowych interesów tylko: „szybko daj i nie pytaj o więcej”. Ileż to obiecanych i nigdy niespełnionych podwyżek wynagrodzenia w pracy przez szefów. I Można by tak w nieskończoność... niestety

   Zakończę już. I niech morałem będzie słowo klucz do wyżej wymienionych przykładów kłamstw:

OBIETNICA!!!

niedziela, 28 września 2025

Bioterapia rozpoczęta

 

Bioterapia rozpoczęta

   A już trochę wątpiłem… i teraz łyso mi! Blisko rok na to czekałem i zaczęło się. Właśnie rozpocząłem terapię biologicznym specyfikiem, który ma spowolnić(a może i zatrzymać?) postęp mojego rzs-u. Zaprosili mnie do szpitala już dwa tygodnie temu ale parę dni przed umówionym terminem złapałem jakąś infekcję gardła i mimo starań wyleczenia domowymi sposobami nie udało się uniknąć antybiotyku. Byłem więc w tym tygodniu w szpitalu i po kilku standardowych badaniach otrzymałem pierwszą dawkę dedykowanego dla mnie leku. Poprawa powinna nastąpić po około trzech miesiącach wiec spokojnie czekam… Z zaleceń lekarskich najbardziej niefajne jest to, że będę musiał unikać jakichś infekcji i przeziębień bo wtedy muszę przerywać terapię. A tu sezon grypowy właśnie się zaczyna i będę chyba musiał stronić od ludzi a zwłaszcza ich skupisk i innych gromad. Trochę mnie to martwi bo i moje kontakty z wnuczkami będą ograniczone(covid, cokolwiek by o nim nie myśleć nauczył nas jednak żeby chronić innych przed przenoszeniem wirusów i infekcji).

   To nie dlatego tak piszę, że wreszcie się tej terapii doczekałem ale dlatego, że opieka i podejście do pacjentów w tym szpitalu jest bardzo dobra i jest zaprzeczeniem obiegowej opinii na temat państwowej służby zdrowia. Nie spotkałem się tam nigdy z jakąkolwiek niemiłą sytuacją ani zniecierpliwieniem ze strony lekarzy ani nikogo z personelu medycznego. Może taka procedura i tyle. Także jestem teraz dobrej myśli.

   Chłodne noce i coraz krótsze dni przypominają o zbliżającej się jesieni. W mieszkaniach jeszcze nie grzeją kaloryfery więc dodatkowy koc jest niezbędny by w miarę komfortowo się wyspać. Ale rekompensujemy to sobie mnogością i łatwym dostępem do sezonowych warzyw i owoców. Najadamy się nimi pod każdą możliwą postacią i liczymy, że ilość przyjętych w taki sposób witamin i minerałów uodporni nas przed zimą i przeżyjemy ją w zdrowiu.

   Dużo jakoś o tym zdrowiu wyszło ale dla każdego z nas jest ono przecież najważniejsze! A może to cecha emeryta że tak często o tym?

Ale następne wpisy postaram się już na inne tematy… 

sobota, 30 sierpnia 2025

Wakacje emeryckie

 

   Dwa tygodnie temu wróciliśmy z wakacji. 10 dni nad morzem w ośrodku domków, gdzie wszystko było podporządkowane dzieciom(czegoż to się nie robi dla wnuczek?). Place zabaw, baseny i wiele innych atrakcji. No i oczywiście brzeg Bałtyku, który zawsze odwiedzamy z wielką przyjemnością i choć morze jest zawsze to samo to jednak lekkie wrażenie i emocje są zawsze. Tym razem ekscytacja i radość dzieciaków była także naszą radością. Podróż do województwa zachodniopomorskiego z dziećmi trwała o wiele dłużej jak pokazuje nawigacja bo częste przerwy były konieczne mimo, że dziewczynki nieźle znosiły jazdę samochodem.

   Przed tym wyjazdem byłem w połowie lipca, na jednodniowym pobycie w szpitalu celem ostatecznej kwalifikacji do leczenia mojego rzs-u metodą biologiczną. Odpowiedź (zaproszenie do leczenia) miała być po dwóch-trzech tygodniach ale jak do tej pory cisza. Może to wina urlopowo-wakacyjnych zawirowań i opóźnień. Nie tracę nadziei, że to się jednak odbędzie ale coraz częściej przypominają mi się słowa pacjentów szpitala, że jednak głównym(może decydującym) kryterium są dwie pierwsze  cyfry numeru pesel i tu moje szanse oceniam już mniej optymistycznie. A szkoda bo po powrocie znad morza i dość gwałtownych zmianach temperatur w ostatnich tygodniach moje dolegliwości bólowe związane z chorobą bardzo się nasiliły.

   Byliśmy też na osiemnastce kuzyna ale doszliśmy do wniosku, że ten rodzaj imprez nie jest już dla nas bo i późno w nocy rzecz się odbywała a i klimatyzowane sale nie są już dla nas najzdrowsze. Żona właśnie skończyła tygodniową terapię antybiotykiem bo gardło nie dawało się uleczyć domowymi sposobami i nadal nie odczuwa smaków i zapachów. Niestety choroba nie tylko żony ale i wnuczek wyeliminowała nas ze świętowania pierwszych urodzin najmłodszej  z nich. Ale co się odwlecze to…

   Niemal każdego ranka po przebudzeniu się cieszymy się razem ż żoną, że dożyliśmy emerytur i nie musimy już wstawać do pracy. Teraz jeszcze jest tak, że trochę jeszcze możemy a znacznie mniej musimy….

   W przyszłym tygodniu dzieci wracają do szkół i jak się da będziemy się starali wspierać najstarszą  naszą wnuczkę w jej „naukowej” drodze.

piątek, 23 maja 2025

Czy prezydent jest nam w ogóle niezbędny?... i zimny maj

       W jednym z pierwszych wpisów na tym blogu deklarowałem, że nie będę się wypowiadał na tematy polityczne. Ale pozwolę sobie zrobić wyjątek. Kampania wyborcza osiąga swoje apogeum i nie sposób nie zauważać wyborczych banerów i narastającego rozemocjonowania. Nie ukrywam, że kolejne spotkania kandydatów (bajkopisarzy, iluzjonistów i kłamców) przyprawiają mnie o jeszcze większą niechęć do tych ludzi. Zostało już na szczęście tylko dwóch i któryś z nich zostanie tym państwowym wysokim urzędnikiem. 

   Zakończyłem swoją zawodową karierę w spółce skarbu państwa i miałem niestety sposobność zaobserwować zjawisko nepotyzmu i poplecznictwa zwłaszcza na bardziej lukratywnych stanowiskach w przedsiębiorstwie. W prywatnych rozmowach przy kawie i herbacie można było się dowiedzieć o tym i owym i kto jest jego mocodawcą. Najczęściej jednak osoby te nie posiadały odpowiednich kwalifikacji, umiejętności i często chęci do pracy za to miały "plecy". Ciekawe ilu takich "spadochroniarzy" przybędzie w spółkach państwowych po tych wyborach?

   Zastanawiałem się nad sensem istnienia tego urzędu w naszych krajowych warunkach politycznych. Urodziłem się przecież w czasach gdy prezydenta w Polsce nie było i jakoś nikt nie był z tego powodu specjalnie nieszczęśliwy. To przecież i koszt bo utrzymać trzeba również całą towarzyszącą mu ekipę urzędników i innych powinowatych lub  jakoś tam "zasłużonych". W sumie kto by nim nie został i tak będzie tylko "długopisem" przewodniczącego desygnującej go partii. Kiedyś było chyba prościej i zapewne taniej bo i tak wszystkim sterował jakiś pierwszy sekretarz(obecnie przewodniczący rządzącej partii)...

   Zakończę już o polityce bo mam sobie mierzyć dwa razy dziennie ciśnienie i nie chciałbym mieć  dziś wieczorem odbiegającego od normy pomiaru.

   Zimny ten maj tegoroczny. Posiałem trochę ziół na balkonie i nic nie wzeszło do tej pory. Chyba trzeba będzie wszystko powtórzyć bo chłodne noce mogły zniszczyć nasiona. Chociaż dobrze że deszcze padają więcej jak w kwietniu to może nie będzie drożyzny. Już nawet bóle stawów związane z taką pogodą jest mi łatwiej zaakceptować...

    Dobrego prezydenta wszystkim życzę i żeby nie przynosił nam wstydu...

piątek, 11 kwietnia 2025

W szpitalu...

 ...byłem kilka dni. Ale nic mi nie było ponad to co mi uprzykrza żywot od lat dwóch już. Z nadzieją poszedłem bo moja pani doktor od stawów powiedziała że stany zapalne szaleją we mnie w najlepsze, choć z ze zmniejszającym się natężeniem, więc trzeba spróbować innej metody leczenia żeby sobie nie obciążać układu pokarmowego. Zadzwonili dzień wcześniej, że nazajutrz mnie oczekują. A że jestem chłop po wojsku to takie tempo nie zrobiło na mnie wrażenia i stawiłem się w dniu wskazanym przez miły głos w telefonie. Od razu wzięli mnie w obroty w krzyżowy ogień rozmaitych badań, których ze względu na liczbę nie będę tu przytaczał żeby nie zanudzać. Po sześciu dniach intensywnego skanowania mojego zdrowia(znów dowiedziałem się o sobie kilku nowych mniej fajnych rzeczy) zakończyłem punkcją lewego kolana z podaniem sterydowego leku, który błyskawicznie zmniejszył obrzęk i ból. I znów wróciłem do domu ze zmodyfikowanymi lekarskimi zaleceniami i nadzieją, że za trzy miesiące znów mnie zaproszą i doczekam się wreszcie tej obiecanej terapii, która ponoć daje spektakularne efekty. 

   Zdążyłem już pojechać do dwóch najstarszych wnuczek bo się stęskniłem. Byłem też na wsi na działce a tam przygotowania do budowy na sąsiedniej działce kilkunastu domów jednorodzinnych(jak plany rozbudowy się spełnią to przybędzie pewnie kilkudziesięciu nowych mieszkańców). Wgląda na to, że i ojcowizna babci mojej żony także zostanie po części włączona w ten proces. Mi jest z tego powodu bardzo żal bo... nie tak miało być! I na tym skończę żeby sobie nie podnosić ciśnienia.

   A na razie wiosna i codzienność ograniczona gorszą możliwością poruszania się, niestety. Może po obiecanej terapii coś się polepszy... i trochę jeszcze pożyję jako tako...

sobota, 1 marca 2025

Ciągle coś tam...

    ...a na emeryturze miało być takie słodkie nic nie robienie. 

  Wciąż coś się dzieje -  jak to w życiu - a może to właśnie na tym polega. Nie ma tygodnia a może nawet dnia żeby coś się nie zdarzyło takiego, że trzeba się zaangażować. Jak nie rodzinne spotkania związane z jakimś wydarzeniem(ostatnio chrzest najmłodszej wnuczki) to jakiś wyjazd lub udział lub zwyczajnie pomoc najbliższym w ich sprawach codziennego życia. Rzeczywiście wnuczki są tu zwykle na pierwszym planie. Jeśli nie prośba córek o jakieś działanie to sam chętnie udzielam się w codziennych spacerach najmłodszej z dumą pchając wózek. Na razie mamy blisko(można dojść pieszo) ale jak się przeprowadzą to bez podróży samochodem lub pociągiem nie da rady, więc korzystam. Dużo radości sprawiają mi te nasze wnuczki choć każda jest inna i ze względu na wiek również na innym etapie rozwoju. Jest radość. Dziadkowanie jest fajne mimo że czasem miłość do nich nie koniecznie jest odwzajemniona. Ale taka dziecięca natura. Obserwuję je i już widzę, że mają swoje małe sprawy, rozterki czy bunty przeciw czemuś. Oczywiście te ostatnie staramy się jak najszybciej rozwiązywać z różnym oczywiście skutkiem. Bywa, że z przyjemnością wracamy do domu po kilkudniowych pobytach. Różnica wieku to również różnica temperamentu i ilość potencjalnej energii, która czasem uruchamia się w najmniej oczekiwanych momentach. Z tą naszą pozostałą energią ciężko pociechom dorównać.

   Czekam na sygnał ze szpitala bo jestem w kolejce oczekujących na leczenie biologiczne. Podczas mojego pobytu w szpitalu spotykałem się z osobami, które taką terapię miały zastosowaną i mówili o jej nadzwyczajnych efektach. Mam nadzieję, że i mnie się uda poprawić zdrowie na tyle żeby rozstać się z lekami przeciwbólowymi. Na razie swój stan oceniam jako stabilny ale niestety bez możliwości jakiegoś intensywniejszego zaangażowania się w prace fizyczne. Staram się oczywiście jakoś utrzymywać kondycję i zakres ruchomości stawów.

   Z tą wyczekiwaną terapią wiążę oczywiście jakieś nadzieje choćby na to żeby wrócić na działkę i trochę popracować i może nadgonić kilkuletnie zaległości. Jak to wyjdzie okaże się. Chciałbym uprawiać choć trochę  warzyw żeby było się czym dzielić z najbliższymi no i zadbać o ogród, drzewka i krzewy. Na cud nie liczę ale może...

   Dziś usiadłem trochę do komputera by napisać te parę słów. Przy okazji opracowałem pewien raport z mojej branży z umiarkowaną satysfakcją stwierdzając, że ludzie "hazardują" się coraz więcej... Mają pieniądze? Czy brak im raczej nadziei na możliwość poprawy swojego losu normalnymi sposobami? 

Ciężko jest nie wracać myślami do zawodowej przeszłości...

niedziela, 12 stycznia 2025

Post numer 200 "co w tym 2025 roku?..."

   ...tego nie wie nikt. Nie planuję z zasady już od wielu lat i nie mam stresu z powodu niewykonanych zamierzeń. Tym bardziej teraz, kiedy każde poranne wstawanie trwa długo i odbywa się bardzo ostrożnie - żeby tylko coś gdzieś nie strzeliło w gnatach albo nie pojawiło się nowe miejsce z bólem. Tak to teraz wygląda. Prochy przeciwbólowe ograniczam do niezbędnego minimum i łykam tylko wtedy kiedy muszę wykazać jakąś większą fizyczną aktywność. Może za to wątroba posłuży mi trochę dłużej...

   Plany urlopowe jednak mamy na ten rok. Wyjedziemy ze starszymi wnuczkami i ich rodzicami nad morze. Jeszcze nie wiem czy pojadę samochodem czy pociągiem bo to jednak 550 kilometrów a ja stałem się raczej krótkodystansowym kierowcą. Dzieci jeszcze nigdy nie widziały morza i takiej wielkiej piaskownicy(plaży). Powinno się udać.

   Za miesiąc zaplanowany jest chrzest najmłodszej wnuczki w naszej parafii bo pewnie w maju lub czerwcu starsza córka z zięciem i malutką wyprowadzą się poza Warszawę. Dobre w tym jest to, że obie córki będą mieszkać blisko siebie a my będziemy dojeżdżać do nich te niecałe 20 kilometrów. Niestety mieszkanie w stolicy staje się coraz droższe a na własne lokum stać coraz mniej ludzi. Kredyt na całe życie i niepewność czy się uda go spłacić jest chyba największą bolączką młodego pokolenia. I chyba nic się ma nie zmienić w tym względzie...niestety. Dziwny jest ten świat... Ale skoro jedni mają wiele mieszkań to inni nie będą mieć nigdy choćby jednego...

   O działce nie napiszę nic bo to byłoby wróżenie z fusów. Na pewno będę się tam pojawiał ale jak często, po co i ile razy nie umiem przewidzieć. Z resztą patrzenie na to wszystko wobec mojej niemocy jest dla mnie wciąż zasmucające. Żeby coś tam zrobić trzeba by za wszystko zapłacić a z emerytury której wartość jest stała niewiele zdołam uczynić. W totka nie gram ze względu na zawodową przeszłość więc cudu nie będzie.

   Dlaczego "Post numer 200"? Ano przeglądałem dziś rano statystyki bloga i pokazało, że zrobiłem już 199 wpisów. To czemu nie dopisać dwusetnego? Lubię okrągłe liczby... i oto jest.

PS: A gdyby tak dało się zaplanować lepsze zdrowe?