Nie będzie tu o tym,
co mi się śniło, ale o spaniu a właściwie o wysypianiu się. Kto pracował czas
dłuższy w nocy ten wie i rozumie o czym napiszę. Kilkanaście już lat pracuję
nocami, statystycznie nie przesypiam w domu, co czwartej. Nazbierało się tego
przez ten czas sporo i coraz bardziej to odczuwam mimo pewnego przyzwyczajenia.
Gdy podczas pobytu w wojsku zdarzało mi się miewać nocne dyżury ojciec mój,
który ponad trzydzieści lat przepracował w drukarni na trzy zmiany, zawsze
mówił mi: pamiętaj synu rób wszystko by nie pracować w nocy – nie masz pojęcia,
jakie to trudne i wyczerpujące. Udawało mi się to nawet przez dłuższą część dorosłego
życia, ale jak to bywa, koleje losu pokierowały mną tak, że pracuję w nocy.
I nawet dziś idę na
nockę. I choć staram się w taki dzień traktować siebie ulgowo to i tak swoje
oberwę. Teraz przybyło mi jeszcze dodatkowych obowiązków, więc zanim nazajutrz usnę
będę musiał wykonać kilka czynności związanych z pielęgnacją i opieką nad moją
leżącą mamą. Obudziłem się dziś o szóstej a spać pójdę jutro tak koło dziesiątej.
Dwudziestoośmiogodzinna doba, kolejna w moim życiu. Jutro będę miał dzień „wkurzonego
matołka” i będę snuł się jak własny duch, nadpobudliwy, sfrustrowany i zły. Zupełnie inny niż jestem czy chciałbym
być. Cierpi na tym moje otoczenie, co gorsza najbliżsi. Już nawet nie
zastanawiam się jak to wytrzymuję. Daję radę i tyle. Być może nie zapłacę za to
jakiejś zbyt wysokiej ceny.
Zazdroszczę ludziom,
którzy potrafią sterować swoim spaniem: usypiają w dowolnej chwili, warunkach i
miejscu. Wykorzystują każdy moment na nadrobienie zaległości. Albo mam już tak
rozchwiany swój dobowy cykl życia albo może jakieś ADHD? Pewnie, że najprościej
byłoby po prostu zmienić pracę, ale dla faceta 50+ i w dzisiejszej sytuacji nie jest łatwo ją znaleźć.
Jeszcze rok temu bywałem dwa, trzy razy w tygodniu na mojej wioseczce i tam
relaksowałem się i odbudowywałem, teraz już tak często nie mogę i wykradam życiu
te moje szczęśliwe godzinki.
Sałatka z czarnej rzepy
Składniki, albo nie: jedna rzepa wielkości sporego buraka
obrana, umyta i utarta na jarzynowej tarce o drobnych oczkach, posolona i odstawiona w
przewiewne, chłodne miejsce(uchylone okno w kuchni), na co najmniej godzinę(moja
rodzina twierdzi, że śmierdzi w tym momencie okropnie). Przemieszać w tym czasie ze trzy
razy, potem dodać łyżeczkę cukru lub dwie i po chwili mieszania łyżkę od zupy kwaśnej śmietany(jest
również opcja z oliwą – do wyboru). Wymieszać i odstawić na co najmniej pół
godziny by składniki się przegryzły.
PS: Czarna rzepa jest składnikiem Raphacholinu – nie próbuję
nawet przytaczać kto i kiedy go stosuje.
SMACZNEGO I ZDROWEGO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz